Po przegranej w Mondeville nikt nie wyobrażał sobie, że Wisła Can Pack Kraków może przegrać przed własną publicznością z Pecs 2010. Nikt nie brał tego pod uwagę szczególnie po tak znakomitym występie przeciwko Lotosowi Gdynia w niedzielę. Krakowianki wytrzymały presję i wygrały, ale emocji pod Wawelem nie zabrakło.
Gospodynie zaczęły znakomicie, a już po 4 minutach było 13:2. Węgierki przebudziły się jednak z tego naporu, a zza linii 6,75m trafiły kolejno Anna Vajda oraz Nora Nagy-Bujdoso. O ile koszykarki z Peczu zaskoczyły w ataku, o tyle w obronie nie potrafiły zupełnie poradzić sobie z zatrzymaniem Janell Burse. Amerykańska środkowa Białej Gwiazdy już po pierwszej kwarcie miała na swoim koncie 9 punktów.
W połowie drugiej kwarty na parkiecie pojawiła się długo wyczekiwana Magdalena Leciejewska, która szybko zapisała na swoim koncie dwa oczka, a Wisła prowadziła w tym momencie 33:25. Po chwili jednak krakowianki stanęły. - Ponownie przytrafiło nam się takie pięć minut, w których straciliśmy zupełnie kontrolę nad meczem - mówił po spotkaniu Jose Ignacio Hernandez. Węgierki nie tylko zdołały bowiem dogonić Wisłę, ale i objąć prowadzenie 42:37.
Po przerwie gospodynie nie potrafiły zaskoczyć w ofensywie, a jedyne punkty zdobywała Andja Jelavic. Dramatycznie w tej części meczu grała Burse i tylko sam trener wie, dlaczego na parkiecie tak późno pojawiła się Ewelina Kobryn. Nasza reprezentacyjna środkowa szybko zdobyła kilka punktów, a mecz z Lotosem przypomniała sobie Paulina Pawlak, która w ostatniej minucie tej części meczu dwukrotnie trafiła zza linii 6,75m i zmniejszyła straty swojego zespołu do punktu.
Ostatnia ćwiartka zapowiadała się zatem niezwykle emocjonująco. W niej nadal trafiała Pawlak, a o tym jak trafiać do kosza przypomniała sobie Burse. Prowadzenie zmieniało się jak w kalejdoskopie, ale na 90 sekund przed końcem to Wisła Can Pack odskoczyła na trzy punkty. Krakowianki były niezwykle zdeterminowane w dążeniu do wygranej, o czym świadczyć może akcja w obronie, gdzie Jelavic, Katarzyna Krężel i Pawlak walczyły niczym gladiatorzy w parterze o odzyskanie piłki, która ostatecznie znalazła się w rękach Pawlak.
Gdy po chwili ta ostatnia trafiła jeden z dwóch rzutów osobistych i było 69:65 na 14 sekund do końca. Krakowianki miały w zanadrzu dwa przewinienia. Gospodyniom uciekła jednak Aleksandria Quigley, która wypatrzyła na czystej pozycji Ivanyi, a tej nie pozostało już nic innego, jak tylko trafić zza łuku. W odpowiedzi jeden punkt dołożyła Jelavic i na 5,9 sekundy przed końcem krakowianki prowadziły różnicą dwóch punktów.
Ivanyi szybko i sprytnie chciała wymusić przewinienie z dwoma rzutami osobistymi, ale sędziowie byli czujni. Na niespełna 3 sekundy przed końcową syreną emocje sięgnęły zenitu. Węgierki same jednak zaprzepaściły szansę na zmianę oblicza spotkania, gdyż podały piłkę do rąk krakowianek i w hali zapanował szał radości.
- Szkoda tej końcówki, bo była wielka szansa odnieść wygraną - mówiła po meczu Nora Nagy-Bujdoso, która uzbierała 11 punktów. - Cieszy wygrana i jestem dumna z naszego zespołu. Było nerwowo, ale udało się odnieść bardzo ważny triumf - odpowiedziała Ewelina Kobryn, która z kolei na swoim koncie zapisała 15 punktów.
Kibice w krakowskiej hali Wisły po raz kolejny przeżyli horror, który zakończył się dla nich happy endem. Koszykarkom Białej Gwiazdy w Eurolidze zdecydowanie dopisuje szczęście w nerwowych końcówka, a może to po prostu doświadczenie? Swój duży udział w wygranej z pewnością mieli również krakowscy kibice, którzy wspólnie z fanami Peczu stworzyli doping.
Wisła Can Pack Kraków - Pecs 2010 70:68 (22:17, 15:25, 17:13, 16:13)
Wisła Can Pack: Janell Burse 17, Ewelina Kobryn 15, Paulina Pawlak 13, Andja Jelavic 13, Katarzyna Krężel 6, Erin Phillips 2, Dorota Gburczyk-Sikora 2, Magdalena Leciejewska 2
Pecs 2010: Dalma Ivanyi 16, Kelsey Griffin 14, Alexandria Quigley 14, Nora Nagy-Bujdoso 13, Nikoletta Benczurne Turoczi 4, Zsofia Fegyverneky 2, Nikolett Sarok 2, Sara Krnijc 2, Krisztina Raksanyi 1, Noemi Czirjak 0