W świątyni mistrzowie Polski walczą o podtrzymanie nadziei - zapowiedź meczu Maccabi Tel Awiw - Asseco Prokom Gdynia

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Rozbrzmiał ostatni dzwonek dla mistrzów Polski. Asseco Prokom Gdynia z nożem na gardle powalczy o podtrzymanie promyka nadziei na awans do kolejnej rundy. Tyle tylko, że podopieczni Tomasa Pacesasa zagrają z rywalem najtrudniejszym, bo liderem swojej grupy Maccabi Tel Awiw.

Nie sposób nie zacząć od tego, że gdynianie są daleko od choćby przyzwoitej formy. Wskazują na to wyniki w Zjednoczonej Lidze VTB, ale również w Eurolidze. Asseco Prokom jest w niechlubnym gronie drużyn, które po czterech kolejkach pozostają bez zwycięstwa w tej edycji. Toteż trójmiejski klub wylądował na samym dnie grupy A i traci do wyprzedzających go Chimki Moskwa, Partizan mt:s Belgrad i Caji Laboral aż dwie wygrane.

Wątpliwości budzi skompletowana przez Pacesasa kadra. Teraz już można śmiało powiedzieć, że będzie znacznie trudniej niż się spodziewano zatuszować brak Davida Logana i Qyntela Woodsa (ten drugi podpisał ostatnio kontrakt z Krasne Kriliją Samara). Litewski szkoleniowiec raczej nie ma pomysłu na poskładanie elementów, odpowiednie wykorzystanie swoich liderów. Świadczą o tym ostatnie euroligowe spotkania, w których reprezentant Polski niewiele pokazał.

Michael Wilks bez wątpienia ma spore umiejętności, ale na tle wiodących postaci tych elitarnych rozgrywek wypada blado, żeby nie powiedzieć słabo. Identycznie wygląda sytuacja z Filipem Widenowem, który siał postrach w eliminacjach EuroBasketu, a teraz ukazuje braki w obronie i słabą dyspozycję strzelecką. Bynajmniej to nie koniec tej wyliczanki - Robert Brown wygląda na jeszcze bardziej egoistycznie grającego zawodnika niż jego poprzednik. Udźwignąć takiego ciężaru nie może Daniel Ewing, a JR Giddens jest wielką niewiadomą, bo przecież ostatnio z powodu urazu, które nabawił się podczas treningu, nie zagrał w VTB z Chimki Moskwa.

Słabości Asseco Prokom ma zdecydowanie więcej. Gdynianie mają problemy z wygrywaniem na wyjeździe, przegrali sześć ostatnich potyczek w Eurolidze na obcym terenie. Na dodatek zupełnie nie klei im się gra zespołowa, wszak notują zaledwie 7,5 asysty na mecz, co jest wynikiem wręcz zatrważającym i rzadko spotykanym, najgorszym spośród wszystkich zespołów!

Mimo tego kibice mistrza Polski nadal wierzą w nagły zwrot akcji. Głównie dlatego, że wymusza to na podopiecznych Pacesasa sytuacja w tabeli, ogromna chęć zameldowania się w Top16. W tym miejscu warto przypomnieć, że w poprzedniej edycji Asseco Prokom po słabym początku potrafił ograć silne i uznane na Starym Kontynencie zespoły, awansować do drugiego etapu zmagań, a tam - będąc już w iście wybornej formie - z wielkim zamachem osiągnąć najlepszy wynik w historii i wtargnąć nieproszenie do Elite Eight. Dopiero tutaj zatrzymał ich mocarny Olympiakos Pireus, późniejszy wicemistrz Euroligi.

Czego to dowodzi? Że z wielkich opresji zawsze jest wyjście, ale wygrana w hali Nokia Arena będzie wymagać ogromnego wysiłku i jeszcze większej nieugiętości oraz woli walki. - Wiemy, że to nasza ostatnia szansa na powrót do gry. Udaliśmy się do Izraela żeby powalczyć z liderem. To będzie ciężka batalia dla mnie i moich kolegów. Postaramy się zwyciężyć, kluczowa będzie dobra obrona - twierdzi Adam Hrycaniuk, który pełni drugoplanową rolę w euroligowej rotacji.

Niestety nawet dobra obrona, nieskończone pokłady energii i ambicja nie są gwarantem sukcesu w starciu z tytanem. Maccabi Tel Awiw jest bowiem spragnione sukcesów, kibice i władze klubu są już uczuleni na wpadki, na marnowanie ogromnego potencjału, co miało miejsce w poprzednich latach. Nic więc dziwnego, że - tylko - wicemistrz Izraela sprowadził Davida Blatta, znanego i szanowanego powszechnie szkoleniowca. To on po latach posuchy ma znów - na stałe, a nie tylko jednorazowo - wprowadzić żółto-niebieskich na salony, do Final Four.

W żadnym wypadku nie jest to cel nieosiągalny dla Maccabi, potencjał klubu z Nokia Areny pozwala na rojenie o wielkich sukcesach. Trzeba przyznać, że cała machina funkcjonuje całkiem prężnie. Jak już wspomnieliśmy, izraelski hegemon jest liderem grupy A, wygrał trzy z czterech spotkań. Porażkę zaliczył na starcie, w meczu z Cają Laboral Vitoria, która była rewelacyjnie dysponowana w ataku. Bynajmniej nie jest to usprawiedliwienie klęski. Od tamtej porażki gracze Blatta grają bez skazy.

Doświadczenie, spory potencjał w ofensywie i znacznie agresywniejsza postawa po obu stronach parkietu - to największe atuty całego monolitu. Obawiać należy się też wielkich osobistości. Dobrą formę prezentuje Sofoklis Schortsanitis, zawsze niebezpieczny jest Chuck Eidson, a w odwodzie pozostaje kilku graczy z inklinacjami ofensywnymi, jak choćby Lior Eliyahu czy Jeremy Pargo. Kto eksploduje? Wiele zależy od taktyki, ale zapowiada się twarda walka pod tablicami o każdy punkt, bo na pewno greckiego kolosa spróbuje zatrzymać Ratko Varda, o dziwo jeden ze skuteczniejszych zawodników Asseco Prokomu w Eurolidze, choć gra niewiele ponad 20 minut.

Niegdyś Nokia Arena budziła strach, była twierdzą przez lata niezdobytą. Te czasy już minęły, ale nadal trudno wygrać w świątyni fanatycznych kibiców Maccabi. - Maccabi jest w dobrej dyspozycji, grają też niezłą, atletyczną koszykówką. Nasz rywal jest silny zarówno pod koszem, jak i poza nim, więc będzie to dla nas bardzo trudne spotkanie. Mieliśmy kilka dni na przygotowanie się do tego meczu, więc jesteśmy gotowi na starcie z Maccabi - zapowiada Pacesas.

Początek wielkiego widowiska w czwartek o godz. 20. Bezpośrednią trasmisję przeprowadzi Canal+ Sport.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)