- Nie przyjechaliśmy tutaj na wycieczkę, tylko walczyć o jak najlepszy dla nas wynik - powiedział po meczu krótko Miodrag Gajic, szkoleniowiec łódzkiego Widzewa. Nadzieje na dobry wynik musiały być, bowiem już we wcześniejszych meczach łodzianki zdołały przecież ograć m.in. Lotos Gdynię oraz napędzić dużo strachu gorzowiankom.
Widzew przyjechał by walczyć o kolejny triumf w Ford Germaz Ekstraklasie i od początku był równorzędnym rywalem dla wielkiego faworyta. Gdy w 4 minucie zza łuku trafiła Aleksandra Pawlak ekipa Gajicia objęła nawet prowadzenie 12:8. Obrona łódzkich koszykarek nie potrafiła jednak znaleźć recepty na fenomenalnie dysponowaną w tej części meczu Ewelinę Korbyn, która po dziesięciu minutach gry miała na swoim koncie 12 punktów, a na tablicy wyników był remis.
Z początkiem drugiej kwarty sygnał do "odjazdu" dała chorwacka rozgrywająca Andja Jelavic. Ta najpierw trafiła zza łuku, po chwili wybrała piłkę z kozła Kamili Trojanowskiej i zdobyła łatwe punkty, a na zakończenie obsłużyła asystą Katarzynę Krężel i gospodynie wyszły na prowadzenie 29:23. W tym momencie Gajic poprosił o przerwę, a efekt był natychmiastowy. W chwilę łodzianki odrobiły wszystkie straty, a gdy zza linii 6,75 trafiła Małgorzata Chomicka Widzew powrócił na prowadzenie, którego nie oddał już do końca pierwszej połowy meczu. - W pierwszej połowie graliśmy źle, bowiem w naszej defensywie nie było w ogóle agresji - skwitował pierwsze dwadzieścia minut meczu Jose Ignacio Hernandez, szkoleniowiec Wisły Can Pack.
Na początek drugiej połowy trener Hernandez wypuścił swoje najcięższe armaty, ale i one nie potrafiły sprawić, żeby Wisła Can Pack wyszła na prowadzenie. Widzew grał swój basket, a ich przewaga oscylowała wokół pięciu punktów. Dopiero w 25 minucie niezawodna ostatnio Australijka Phillips wyprowadziła Białą Gwiazdę na prowadzenie trafiając najpierw za trzy punkty, a po chwili dodając dwa celne rzuty wolne i pewnie wykończyła szybki atak, po którym było 45:42 dla gospodyń. W tym momencie w ekipie Widzewa coś pękło, a gospodynie wykorzystały to bez skrupułów notując run 13:0. Ten fragment meczu sprawił, że przed decydującą kwartą Wisła Can Pack prowadziła 53:44.
W ostatniej ćwiartce rozpędzone krakowianki już spokojnie punktowały swojego rywala. Szybko siedem punktów zdobyła Phillips, a po jej "trójce" było już 65:51. Widzew skutecznymi akcjami próbowała pobudzić jeszcze Anna Tondel, ale dystans jaki dzielił obie drużyny był zdecydowanie za duży. Ostatecznie Widzew przegrał 76:61, ale swojego występu pod Wawelem z pewnością wstydzić się nie musi.
- Kluczem do sukcesu okazała się zmiana gry w defensywie na strefę, co pozwoliło nam też na wyprowadzanie skutecznych kontr - ocenił mecz Hernandez. Białą Gwiazdę do sukcesu poprowadził duet niezawodnych, czyli Ewelina Kobryn i Erin Phillips. Pierwsza z dorobkiem 20 punktów okazała się najskuteczniejszą w całym meczu. Australijka natomiast pojedynek z beniaminkiem zakończyła ze statystykami 19 punktów, 6 asyst, 5 zbiórek i 5 przechwytów.
Widzew starał się jak tylko mógł, ale przespany fragment 5 ostatnich minut trzeciej kwarty, który gospodynie wygrały 15:2, zadecydował o dość wysokiej porażce. W ekipie dowodzonej przez Gajicia najlepiej wypadła Katarzyna Kenig, która w przeszłości miała przyjemność gry w krakowskim zespole. Skrzydłowa beniaminka wywalczyła 15 punktów i 7 zbiórek.
76:61
(18:18, 13:16, 22:10, 23:17)
Wisła Can Pack: Ewelina Kobryn 20, Erin Phillips 19, Magdalena Leciejewska 9, Janell Burse 8, Andja Jelavic 7, Dorota Gburczyk-Sikora 6, Katarzyna Krężel 4, Paulina Pawlak 3, Katarzyna Gawor 0
Widzew: Katarzyna Kenig 15, Olga Żytomirska 10 (11 zb), Anna Tondel 10, Aleksandra Pawlak 8, Małgorzata Chomicka 8, Joanna Górzyńska-Szymczak 8, Kamila Trojanowska 2, Kamila Polit 0