Maciej Kmiecik: Pamiętam jak podczas jednego z meczów koszykarek Ostrovii powiedziałeś, że z kobietami nie dałbyś rady pracować. Jak na ironię kilka dni później otrzymałeś propozycję prowadzenia żeńskiej drużyny. Długo się wahałeś, by przyjąć tę pracę?
Wadim Czeczuro: Dokładnie pamiętam, że nie zamierzałem pracować z kobietami, ale cóż, pojawiła się oferta i tak naprawdę nie było dużo czasu na zastanawianie. Musiałem szybko podjąć decyzję. Postanowiłem spróbować i jest to dla mnie nowe, ciekawe wyzwanie.
I jak po tych kilku tygodniach porównałbyś pracę z kobietami do dotychczasowych doświadczeń z męskimi zespołami?
- Plusem pracy z kobietami jest to, że są zdyscyplinowane. Podczas treningów słuchają trenera, pilnie wykonują polecenia i widać, że naprawdę chcą trenować i pracować. Oczywiście sama koszykówka jest trochę inna niż u mężczyzn. Zaczynam dopiero poznawać żeński basket, poznaję ligę, dużo rozmawiam na ten temat z innymi trenerami. Dla mnie też ta praca stanowi wyzwanie.
Tym bardziej, że jest to Twoja praca z dziewczynami...
- Dokładnie. Nigdy wcześniej nie miałem okazji pracować z żeńskim zespołem. Jest to dla mnie ciekawe doświadczenie. Jestem trochę spokojniejszy, bo wiem, że pewnych spraw nie przeskoczą. Skupiam się nad poprawą tych elementów, na które mogę mieć wpływ.
Rozszyfrowałeś, w czym tkwi problem drużyny Odry Brzeg?
- Podstawowy problem to kondycja zespołu. Pod tym względem zawodniczki przygotowane są fatalnie. Praktycznie w każdym meczu zaczynamy od mocnego uderzenia, ale później gra siada. Bez kondycji trudno cokolwiek zrobić w meczu.
Kondycja to jedyny problem?
- Nie ma co ukrywać, że problem jest też w kadrze drużyny, która od początku sezonu ciągle się zmieniała. Do Brzegu trafiały non stop nowe koszykarki i nie było czasu na ich zgranie. W tej chwili nowych zawodniczek nie będziemy już ściągać, gdyż zgłoszenie każdej kolejnej kosztuje 5 tysięcy złotych.
Cel masz pewnie jasno przedstawiony przez zarząd klubu?
- Oczywiście. Naszym celem jest utrzymanie w ekstraklasie. Głównymi rywalami w walce o pozostanie w PLKK są ŁKS Siemens AGD Łódź oraz UTEX ROW Rybnik. Jeśli uda się ugrać coś więcej, byłoby wspaniale. Na każde spotkanie wychodzimy, by powalczyć, ale niektóre zespoły są poza naszym zasięgiem. W środę, 15 grudnia gramy bardzo ważny mecz w Rybniku. Później zaplanowałem przygotowanie kondycyjne przez trzy tygodnie, kiedy nie gramy.
Uda się nadrobić te zaległości?
- Może i by się udało, jednak tak są podpisane kontrakty, że Amerykanki wylatują 16 grudnia do domów i wracają dopiero po nowym roku. Jest więc mały problem, aczkolwiek będę w tym czasie pracował z polskim składem, bo kondycji brakuje mojemu zespołowi.
W Pleszewie pracowałeś pod dużą presją, a jak to wygląda w Brzegu?
- Presja na pewno jest w każdym klubie, aczkolwiek w Brzegu nie jest ona jakoś specjalnie duża. Każdy zdaje sobie sprawę z tego, w jakiej sytuacji jest zespół, jakie są finanse klubu. Budżet Odry Brzeg jest zgoła inny niż przed rokiem. Wiadomo, że wszyscy chcą się utrzymać w ekstraklasie. Na to pracujemy. Sporo meczów jeszcze przed nami i długa droga do realizacji tego celu. Po meczu w Rybniku będziemy normalnie trenować dwa razy dziennie, jedynie z przerwą na święta. Tak jak powiedziałem, musimy nadrobić braki kondycyjne.
Dobrze, że Brzeg nie leży daleko od Ostrowa, bo sporo się pewnie najeździsz na tej trasie...
- Dokładnie. Nie jest to jakiś spory dystans. Od Ostrowa gdzie mieszkam do Brzegu jest 120 kilometrów. Jeden, dwa razy w tygodniu jestem na miejscu w Ostrowie, resztę czasu spędzam w Brzegu. Nie ma problemu z pracą poza domem. Kiedy latem wyjeżdżam do pracy z kadrą Ukrainy nie ma mnie w Ostrowie przez trzy miesiące.