W tym, że goście nie mają niemal żadnych powodów do wytężonego wysiłku, upatrywano szansy Asseco Prokomu na korzystny wynik. Tymczasem nawet w tak sprzyjających okolicznościach, dodatkowo z przewagą parkietu, nie udało się choćby przez chwilę postawić rywalowi twardych warunków. Faktycznie potężne w tym sezonie Maccabi było niczym burza - nieuchwytne, lecz zabójcze. Podopiecznym Davida Blatta wystarczyło ledwie na kilka minut na to, by mistrzom Polski wybić z głowy marzenia o godnym pożegnaniu z Euroligą. Niczym heros wyglądał na parkiecie Sofoklis Schortsanitis, który dał wybitną lekcję gry pod tablicami. Gdynianie koniecznie powinni z niej wyciągnąć wnioski. Wicemistrz Izraela po dziesięciu minutach wygrywał wysoko, wszak aż 25:11.
Żółto-niebiescy szukali swojej szansy na zaatakowanie, czyhali na moment słabości drużyny z Nokia Arena. Udało się tuż po wznowieniu gry, po celnej "trójce" Filipa Widenowa, mimo wszystko jednej z aktywniejszych postaci gospodarzy. Koszykarze Tomasa Pacesasa nie wyglądali jednak jak zespół, prezentowali się nędznie. W poprzednim sezonie taka postawa byłaby nie do zniesienia, tym razem był to rzeczywisty obraz drużyny, która liczyła - przed startem rozgrywek - na Top16. Maccabi nie miało żadnych problemów z ogrywaniem gospodarzy, grali bowiem z niebywałą lekkością, a przewagę powiększali Schortsanitis, Guy Pnini czy Richard Hendrix. Goście wygrywali w tej odsłonie już ponad 20 oczkami. W ten sposób zamiast ekscytującego widowiska byliśmy świadkami teatru jednego zespołu.
W przerwie gracze Blatta chyba już spakowali walizki i odliczali minuty do zakończenia spotkania, bo po powrocie na boisko wyraźnie odpuścili i tak zdruzgotanym gdynianom. Mistrzowie Polski doszli wreszcie do głosu, ale ani Mike Wilks, ani Widenow nie byli już w stanie odmienić losów tej konfrontacji. Asseco Prokom nieco zmniejszał deficyt, lecz zaraz po tym otrzymywał cios od teamu z Tel Awiwu. Właściwie tuż przed końcem trzeciej kwarty udało się "ugryźć" przeciwnika, zbliżyć na odległość dziesięciu punktów. Nie był to wyłącznie efekt dobrej gry podopiecznych Pacesasa, spory wkład mieli w to zawodnicy Maccabi, poprzez swoją niefrasobliwość.
- Zawsze chciałbym oglądać swój zespół grający tak, jak w trzeciej kwarcie. Wychodząc na parkiet nie można bać się nazwisk koszykarzy, którzy występują w drużynie rywali. Mam pretensje do Ewinga, Vardy i Giddensa, którzy bardziej niż o meczu z Maccabi myśleli chyba o świętach. Na szczęście pozostali nasi zawodnicy, którzy pojawili się na parkiecie, starali się dać z siebie wszystko - przyznał trener gospodarzy.
Blatt zdołał zmobilizować swoje oddziały w ostatniej partii. Ponownie wicemistrz Izraela twardo bronił, zmusił tym samym Asseco Prokom to ostatecznej kapitulacji. Wszak po serii siedmiu punktów z rzędu dla gości nie było już cienia nadziei na korzystny rezultat. Przewaga Maccabi była bowiem zbyt wielka, żeby ją roztrwonić. Mistrzowie starali się wprawdzie wyjść z tego spotkania górą, partnerów próbował poderwać choćby Jan-Hendrik Jagla, ale - co trzeba powiedzieć wprost - rywal był po prostu zbyt silny, zwłaszcza kapitalny Schortsanitis, który koniec końców zakończył zawody z dorobkiem 23 punktów, 7 zbiórek, 3 asyst, 2 przechwytów i aż 38 oczek w rankingu! Gdynianie przegrali z Maccabi tylko 72:83.
Asseco Prokom Gdynia - Maccabi Tel Awiw 72:83 (11:25, 18:27, 28:15, 15:16)
Asseco: Filip Widenow 20, Jan-Hendrik Jagla 13, Piotr Szczotka 11, Mike Wilks 7, Adam Hrycaniuk 6, Adam Łapeta 5, Mateusz Kostrzewski 4, Ratko Varda 4, Daniel Ewing 2, Ronnie Burrell 0, J.R. Giddens 0.
Maccabi: Sofoklis Schortsanitis 23, Chuck Eidson 13, David Blu 12, Milan Macvan 8, Richard Hendrix 7, Guy Pnini 6, Doron Perkins 6, Jeremy Pargo 4, Tal Burstein 4.