- To kolejne z serii spotkań o wszystko dla nas - mówił przed meczem Andrzej Adamek, asystent Tomasa Pacesasa. Wygrana, to nie jedyne zadanie, jakie gracze mistrza Polski mieli w tym meczu. Innym było zwycięstwo różnicą co najmniej 5 punktów, która pozwoliłaby mieć lepszy bilans w dwumeczu z ukraińskim zespołem.
Gdynianie do meczu przystąpili już bez Jana Hendrika Jagli oraz J.R. Giddensa, którzy w niedawnym czasie opuścili zespół. Pojedynek z ekipą z Mariupolu pokazał, że pozbycie się tych koszykarzy w grze z takim rywalem był raczej błędem, bowiem sam Daniel Ewing nie był w stanie ograć mistrzów Ukrainy.
Koszykarze Azovmashu rozpoczęli spotkanie od serii trafionych rzutów zza linii 6,75. W pierwszych 6 minutach meczu trafili aż czterokrotnie i minimalnie prowadzili. Asseco Prokom miało jednak w swoich szeregach Ewinga, a ten podczas swojego pobytu w tej części meczu na parkiecie uzyskał 11 punktów. Amerykański obrońca usiadł jednak na ławce przy stanie 18:14 dla gdynian, a fakt ten szybko wykorzystali rywale, którzy zanotowali run 8:0 i dzięki temu fragmentowi meczu prowadzili po pierwszej kwarcie.
Po krótkiej przerwie gospodarze wyszli na parkiet zupełnie odmienieni, szczególnie jeśli chodzi o postawę w defensywie. Rywale z Mariupolu przez pierwsze pięć minut drugiej kwarty nie potrafili zdobyć punktów, a po punktach Ewinga, który powrócił na boisko, było już 30:24 dla Asseco Prokomu. Dobrą serię gdynian przerwał dopiero skuteczny rzut Demetriusa Alexandra, ale na parkiecie cały czas dominowali gospodarze, którzy po twardej obronie i szybkich atakach prowadził już 40:31. Przyjezdnych do walki zachęcili dwoma akcjami 2+1 kolejno Alexander oraz Ramel Curry, ale w ostatniej akcji tej połowy zza łuku trafił Filip Widenow i przewaga Asseco Prokomu powróciła do rozmiarów 9 punktów.
Po przerwie i zmianie koszy szybko trzypunktowymi ciosami wymienili się najskuteczniejsi zawodnicy w swoich zespołach, czyli Alexander oraz Ewing, ale to ten drugi miał więcej powodów do zadowolenia ze swojej gry. To jego skuteczne zagrania trzymały bowiem dziesięciopunktową przewagę mistrzów Polski. Ta oscylowała w takich granicach do momentu, w którym do ofensywy nie wkroczył Curry, a gdy do tego swoje dołożył jeszcze Frederick House Azovmash objął prowadzenie 61:60.
Mistrzowie Rosji decydującą kwartę rozpoczęli dwoma celnymi rzutami zza linii 6,75 i zrobiło się 67:62. Co gorsza, podopieczni Pacesasa nie potrafili odrobić strat, a gdy zza łuku trafił Dragan Pasalic, zrobiło się 77:69 na 4 minuty przed końcem meczu. Chorwat okazał się katem mistrzów Polski, bowiem w decydujących fragmentach meczu trafiał z każdej pozycji i dzięki temu Azovmash Mariupol wygrał w Trójmieście 85:76.
Przed meczem wszyscy w szeregach Asseco Prokomu obawiali się tercetu amerykańskich zawodników Azovmashu, tymczasem decydujące ciosy zadał Chorwat Pasalic, który w czwartej kwarcie co akcję dziurawił defensywę mistrzów Polski. Co prawda najskuteczniejszym zawodnikiem ekipy z Mariupolu był Curry, ale bez Pasalicia wygrana przyjezdnych nie byłaby możliwa.
76:85
(20:24, 26:13, 14:24, 16:24)
Asseco Prokom: Daniel Ewing 26, Ratko Varda 10, Ronnie Burrell 9 (10 zb), Filip Widenow 9, Mateusz Kostrzewski 4, Adam Łapeta 4 (11 zb), Robert Witka 4, Piotr Szczotka 4, Mike Wilks 1
Azovmash: Ramel Curry 26, Drago Psalic 16, Christopher Owens 15, Frederick House 13, Demetrius Alexander 12, Bogdan Bayda 3, Vyacheslav Bobrov 0, Maksym Ivshyn 0