Rozgrywający Giedrius Gustas chyba zajrzał do swoich statystyk z trzech ostatnich meczów tego roku (tylko siedem punktów i dwie asysty, choć wcześniej zdobywał ponad 10 punktów i rozdawał trzy asysty) przed starciem z Zastalem Zielona Góra, bo środowy mecz rozpoczął idealnie. Litwin szybko rzucił siedem oczek już w pierwszej kwarcie, a Trefl Sopot optycznie prezentował się o wiele lepiej niż goście z Winnego Grodu. Mimo to, do pewnego momentu gospodarzom grało się bardzo ciężko, zwłaszcza w ataku i przeciwnicy trzymali bliski dystans.
Dopiero przy prowadzeniu 17:14 tryby sopockiej maszyny zwarły się w dobrym układzie i miejscowi rozpoczęli budowanie przewagi. Przykład skuteczności dał Filip Dylewicz, kapitan drużyny, który zdobywał łatwe punkty spod kosza, a także radził sobie z braterskim duetem wysokich Zastalu: Chrisem i Davidem Burgessami. Dzięki temu po dziesięciu minutach podopieczni Karlisa Muiznieksa mieli jedenaście oczek zaliczki, zaś pierwsze akcje drugiej odsłony tylko utwierdziły tezę, że prowadzenie to nie wzięło się z przypadku.
Tempo gry Trefla nadal bardzo dobrze kontrolował Gustas, który dodatkowo solidnie pilnował najważniejszego gracza w taktyce gości, Waltera Hodge’a. Portorykańczyk swoje pierwsze punkty z gry zdobył dopiero w 14. minucie spotkania, lecz wówczas gospodarze wygrywali już 35:24. Wtedy jeszcze nic nie zapowiadało, że to miłe złego początki, a rozgrywający obu ekip dokładnie wymienią się rolami pod koniec meczu. Choć pierwsze symptomy zmian uwidoczniły się już pod koniec drugiej kwarty, kiedy James Maye do spółki z Davidem Burgessem zmniejszyli praktycznie wszystkie straty i tylko trójka Pawła Kikowskiego utrzymała prowadzenie Trefla 46:42
W przerwie meczu starszy z braci Burgess prawdopodobnie musiał przypomnieć sobie o tym, że to jego pierwszy mecz w barwach Zastalu u boku młodszego brata i wypadałoby by zagrał dobrze, a ponadto to spotkanie w Internecie oglądać będzie ich cała rodzina w Kalifornii i Utah. Po zmianie stron doświadczony środkowy szybko zdobył więc sześć punktów, tocząc intensywny pojedynek z Dylewiczem, który odpowiedział pięcioma oczkami, lecz w tym momencie to goście nadawali ton pojedynkowi, nieznacznie prowadząc 53:51. Gdy zaś Chris do swojego dorobku dołożył jeszcze trójkę, a jego wyczyn za chwilę skopiował Grzegorz Kukiełka, po trzech kwartach tablica wyników pokazała rezultat 59:55 dla zielonogórzan.
Podopieczni trenera Muiznieksa od początku meczu stawiali głównie na atak i to zemściło się na nich, gdy przyszło rozgrywać akcje pod presją. Trafiać przestał Dylewicz, kosz z boku ostrzeliwał Marcin Stefański, a swoją skuteczność z początku meczu zgubił gdzieś Gustas. Efektywnością w ataku nie grzeszyli co prawda również podopieczni trenera Tomasza Herkta, choć prezentowali się jednak zdecydowanie lepiej w obronie i dzięki temu kontrolowali przebieg spotkania.
Jeszcze w 36. minucie Dylewicz celnym rzutem doprowadził do remisu 64:64, lecz był to łabędzi śpiew sopocian. Kolejne dwie minuty gry Trefla upłynęły pod znakiem zbyt pochopnych prób, strat w ataku oraz fauli w obronie, które na punkty z linii osobistych zamieniali Maye i Hodge. Ten pierwszy popisał się również bardzo ważną zbiórką w ataku na półtorej minuty przed końcem spotkania, po której łatwe trafienie zaliczył Tomasz Kęsicki. Przewaga Zastalu wynosiła już wówczas pięć oczek (69:64) i choć nic jeszcze nie było przesądzone, losy meczu rozstrzygnęły się w dwóch kolejnych akcjach. Najpierw na linię boczną nadepnął bowiem Adam Waczyński, a po chwili piłkę w kontrze stracił Gustas i stało się jasne, że gospodarze tego meczu nie wygrają.
Trefl Sopot - Zastal Zielona Góra 67:73 (28:17, 18:25, 9:17, 12:14)
Trefl: Filip Dylewicz 18, Paweł Kikowski 12, Giedrius Gustas 10, Slobodan Ljubotina 9, Adam Waczyński 7, Dragan Ceranić 5, Lawrence Kinnard 4, Marcin Stefański 2, Lorinza Harrington 0.
Zastal: Chris Burgess 15 (14 zbiórek), Walter Hodge 15, James Maye 15, Marcin Flieger 8, David Burgess 7, Grzegorz Kukiełka 5, Jakub Dłoniak 3, Maciej Raczyński 3, Tomasz Kęsicki 2, Żarko Comagić 0.