Koszykarze Tomasa Pacesasa w ostatnim czasie nie rozpieszczają swoich kibiców. Wprawdzie nie możemy powiedzieć, że grają tragicznie, bo uzyskiwane wyniki są solidne, ale zdecydowanie nie na miarę możliwości teamu. Zresztą pokazało to ostatnie spotkanie ligowe Asseco Prokomu z PGE Turowem w Zgorzelcu. Gdynianie przegrali z ekipą Jacka Winnickiego wyraźnie 63:72.
- Nie zagraliśmy tego, co mieliśmy założone, zwłaszcza w obronie. Nie funkcjonowali tacy gracze jak Radko Varda czy Adam Hrycaniuk. Nie byliśmy zdyscyplinowani w obronie, która ratowała nas w poprzednich meczach. Mieliśmy za mało zbiórek po niecelnych rzutach - wyliczał po zawodach trener Pacesas.
Bez wątpienia żółto-niebiescy mieli spore trudności w ataku. Ale to żadna nowość. Już w Eurolidze i Zjednoczonej Lidze VTB był to największy mankament klubu z Trójmiasta. Mimo że w składzie gdynian znajdowało się kilku - przynajmniej teoretycznie - solidnych graczy, to jednak nie funkcjonowało to należycie. Odejście niektórych zawodników niewiele zmieniło, a właściwie jeszcze bardziej zawężało pole do manewru w ataku. W ostatnich potyczkach zwycięstwa były dziełem niemal wyłącznie tercetu Daniel Ewing, Filip Widenow i Ratko Varda. Są to wprawdzie klasowi koszykarze, ale to zdecydowanie za mało, żeby liczyć na długofalowe sukcesy.
Toteż od pewnego czasu władze gdyńskiej drużyny rozglądali się za wzmocnieniami, w szczególności na pozycji niskiego skrzydłowego. Asseco Prokom za wszelką cenę chciało sprowadzić w swoje szeregi Qyntela Woodsa, który wraz z Davidem Loganem poprowadził żółto-niebieskich do największego sukcesu w historii, czyli awansu do Elite Eight Euroligi. Poza tym Woods, to zdaniem ekspertów i wielu trenerów, najlepszy gracz jaki kiedykolwiek biegał po polskich parkietach. Tym bardziej warto go mieć w swoim składzie, choć jego aktualna forma pozostaje wielką zagadką. Gdynianie skusili się także na dobrze znanego nad Wisłą, amerykańskiego rzucającego Tommy'ego Adamsa.
Do Trójmiasta zawita PBG Basket Poznań. Trener Milija Bogicević, który w poprzednim sezonie poprowadził Polpharmę do brązowego medalu, w okresie bessy nie dał za wygraną i starał się jak najszybciej zażegnać kryzys, ale był przez długi czas nieustępliwy. Dopiero niedawno drużyna ze stolicy Wielkopolski zaczęła wygrywać, pokonała Kotwicę w Kołobrzegu i w ostatniej kolejce Siarkę Tarnobrzeg. Pomiędzy tymi spotkaniami PBG Basket dostał srogą lekcję od starogardzkiej Polpharmy.
Problemem poznaniaków w wielu meczach był brak swobody, sztywne egzekwowanie zagrywek, co nie zawsze przynosiło pożądany skutek. Bo czasem potrzebna była finezja, polot, odrobina przyspieszenia, której koszykarze się wystrzegali. Zwiększona swoboda i lekkość zdała egzamin w Pucharze Polski, bo PBG Basket awansował do ćwierćfinału z pierwszego miejsca w grupie B.
Co ciekawe, zespół stał się groźniejszy po odejściu środkowego Patricka Okafora. Od pewnego momentu gracze serbskiego szkoleniowca grają nieco lepiej w ataku, zdobywają więcej punktów, zwłaszcza szykowany na lidera Eddie Miller.
W Gdyni Bogicević po raz pierwszy będzie miał do dyspozycji wszechstronnego skrzydłowego, powracającego po kontuzji Mujo Tuljkovicia, ale nawet z nim goście są skazani na porażkę. Asseco Prokom to bowiem jedyna drużyna, która jeszcze nie przegrała we własnym obiekcie. Mimo wszystko walki nie powinno zabraknąć, wszak z tego słyną zawodnicy Bogicevicia.
Początek meczu w sobotę o godz. 18.