Marcin jest znakomitym kolegą - rozmowa z Łukaszem Grzegorzewskim, koszykarzem Spójni Stargard

Łukasz Grzegorzewski swoją koszykarską karierę rozpoczynał w ŁKS-ie Łódź wraz z Marcinem Gortatem. Najlepszy obecnie polski koszykarz podbija NBA, natomiast jego kolega z różnym skutkiem walczy na pierwszoligowych parkietach. Ostatnio jego Spójnia była o włos od pokonania lidera pierwszoligowej tabeli, warszawskiej Politechniki. O tym spotkaniu, swoich dotychczasowych występach w Spójni oraz wspólnej grze z Marcinem Gortatem Grzegorzewski opowiada w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.

Patryk Neumann: Dostarczyliście swoim kibicom wielu emocji, ale ostatecznie nie udało się pokonać prowadzącej w tabeli Politechniki.

Łukasz Grzegorzewski: Tak, nie udało się, chociaż naprawdę byłem w końcówce przekonany, że wygramy. Niestety popełniliśmy parę głupich błędów i przegraliśmy.

Sobotni mecz był sto pięćdziesiątym spotkaniem Spójni na pierwszoligowych parkietach po spadku z PLK. Kibice liczyli, że uczcicie ten jubileusz sukcesem.

- My oczywiście też na to liczyliśmy. Mocno się mobilizowaliśmy. Chcieliśmy udowodnić liderowi, że jesteśmy lepsi, ale niestety przegraliśmy jednym punktem.

Pierwsza kwarta była niesamowita. Straciliście tylko cztery punkty, a przez długi czas rywal nie mógł trafić do kosza. Takie sytuacje rzadko się zdarzają w koszykówce.

- Z drugiej strony rzuciliśmy tylko sześć punktów. Tak, jak chyba było to widać mecz walki.

Wiele wskazuje, że jeśli wejdziecie do fazy play-off to zmierzycie się właśnie z Politechniką. Chcielibyście trafić na ekipę prowadzoną przez Mladena Starcevicia?

- Bardzo chcemy grać w ósemce. Wychodzi na to, że się z nimi spotkamy. Mamy im coś do udowodnienia, więc na pewno, jeśli dojdzie do takich meczów, to będą pełne walki.

Na rozpamiętywanie tej porażki nie macie zbyt wiele czasu. W środę gracie kolejne spotkanie z Rosą Radom. Dość często mierzyliście się z tym zespołem, ale chyba nie są to miłe wspomnienia?

- Rzeczywiście, wspomnienia nie są miłe. Ale teraz nie ma to większego znaczenia. Jeżeli będziemy mieć taką koncentrację, jak w meczu z Politechniką to też Rosa nie poradzi sobie z nami łatwo. Jeżeli będziemy tak bronić i walczyć o każdą piłkę to możemy się pokusić o niespodziankę.

Odchodząc już od minionego i kolejnego spotkania, właściwie przez wszystkie trzy sezony, które gra pan w Spójni na pana pozycji jest spora konkurencja. Ciągła walka o miejsce w składzie pomaga, czy wręcz przeciwnie?

- Czasami pomaga, a czasami nie. Staram się nad tym jednak nie zastanawiać, tylko robić to, co robię najlepiej, kiedy tylko wychodzę na boisko.

Pana występy w Spójni to swego rodzaju sinusoida. Genialne mecze na poziomie ekstraklasy przeplata pan okresami słabszej gry. Dlaczego forma jest tak niestabilna?

- Też bym chciał to wiedzieć (śmiech). Tak, jak pan mówił na mojej pozycji panuje duża rywalizacja. Rotacja zawodników obwodowych jest spora, więc trzeba wychodzić na parkiet i udowadniać swoją grą, że się zasługuje na więcej minut. Też chciałbym wiedzieć, dlaczego gram tak nierówno. Gdybym to wiedział, to starałbym się coś z tym zrobić.

Miał pan okazję pracować z wieloma trenerami. Jak wygląda współpraca z tak doświadczonym szkoleniowcem, jak Tadeusz Aleksandrowicz?

- Jeżeli chodzi o mnie indywidualnie to układa mi się bardzo dobrze, ponieważ uważam trenera Aleksandrowicza za wybitnego szkoleniowca. Myślę, że on jednoczy naszą drużynę. Śmiało można powiedzieć, że dzięki niemu to wszystko tak wygląda, że odbiliśmy się od dna i gramy lepiej.

Swoją koszykarską karierę rozpoczynał pan w Łodzi. Była okazja zagrać wspólnie z Marcinem Gortatem?

- Zawsze wszyscy mnie o to pytają (śmiech). Była taka okazja. Graliśmy razem w juniorach oraz w II lidze, ale to było już bardzo dawno temu. Marcin jest znakomitym kolegą. Do dziś utrzymujemy kontakt. Przyjemnie było grać razem z nim.

Uprzedził pan moje kolejne pytanie, więc jeszcze spytam, jak pan ocenia przenosiny Gortata z Orlando do Phoenix?

- Jeżeli chodzi o jego indywidualną grę to na pewno duża poprawa. Gra więcej i jak widać po zdobyczach punktowych oraz zbiórkach poczuł się pewniej, jest główną postacią Suns. Z perspektywy zespołowej jest trochę inaczej, bo Phoenix walczy tylko o ósemkę. Życzę mu jednak jak najlepiej, żeby w przyszłości zagrał w all-star.

Źródło artykułu: