Mimo, że ze sobą mierzyły się ekipy walczące o różne cele, to na parkiecie trudno było zauważyć różnicę. Największa przewaga gospodarzy wynosiła siedem punktów w czwartej kwarcie, Politechniki natomiast cztery w drugiej odsłonie. - Naprawdę był to bardzo ciężki mecz. Przeciwnik postawił trudne warunki gry. Przez całe spotkanie znajdowaliśmy się w trudniejszej sytuacji. Nie mogli nam odskoczyć, ale i my nie potrafiliśmy im uciec. Dopiero w końcówce ich dogoniliśmy - mówi zadowolony Mladen Starcević, trener Politechniki. - Mieliśmy też trochę szczęścia przy "trójce" Wilczka i później punktach Karwowskiego. On nawet nie widział, gdzie jest kosz - dodaje. Rzeczywiście te dwie akcje były na wagę dwóch punktów. Po trafieniu Wilczka Politechnika wyszła na prowadzenie, a szczęśliwe punkty po odbiciu się piłki od głowy Karwowskiego mogły podłamać rywali.
Już przed meczem okazało się, że Politechnika będzie w korzystniejszej sytuacji. Nie doszło, bowiem do zapowiadanego pojedynku czołowych rozgrywających, gdyż koszykarz Spójni, Marcin Stokłosa nie zagrał z powodu choroby. Opiekun rywali chwali jednak jego zmiennika. - Świetnie zastąpił go Sławomir Buczyniak. Wykonał znakomitą pracę. Rzucał "trójki", prowadził grę.
W spotkaniu, w którym królowała obrona i walka o każdy centymetr parkietu bardzo ważne okazały się rzuty z dystansu. To właśnie akcje Buczyniaka oraz Tomasza Stępnia w drugiej kwarcie pozwoliły Spójni osiągnąć niewielką przewagę. W kolejnych odsłonach o sobie przypomniał również Łukasz Bodych. Starcević docenia skuteczność przeciwnika. - Rywale rzucili siedem "trójek". W tak twardym meczu to dobre osiągnięcie. Nie wszyscy oczywiście rzucali na wysokim procencie, ale osiągnięcia Buczyniaka i Bodycha są znakomite biorąc pod uwagę, że gra była fizyczna.
Wiele wskazuje, że sobotni pojedynek nie był ostatnim starciem między tymi ekipami. Jeśli tylko Spójnia zdoła zakwalifikować się do fazy play-off to może być rywalem Politechniki w pierwszej rundzie. Nic przeciwko temu nie ma chorwacki szkoleniowiec. - Nie byłoby to złe rozwiązanie. Dla publiczności byłoby to święto koszykówki. Z kolei koszykarz Spójni, Łukasz Grzegorzewski chciałby się zrewanżować sobotnim rywalom za minimalną porażkę. - Bardzo chcemy wejść do ósemki. Wychodzi na to, że się z nimi spotkamy. Mamy im coś do udowodnienia, więc na pewno, jeśli dojdzie do takich meczów, to będą pełne walki.
W następnej serii spotkań dojdzie do prawdziwego festiwalu młodzieżowej koszykówki. Politechnika spotka się, bowiem ze współpracującą z nią Polonią 2011. Jak zapowiada Starcević jego ekipa nie zastosuje taryfy ulgowej wobec młodszych kolegów. - Podejdziemy do tego spotkania, jak do każdego innego. My nie kalkulujemy - zapewnia. - Nasz program stwarza znakomite warunki do szkolenia. My nie szkolimy 10, czy 12-latków. Przystosowujemy młodych zawodników do gry na seniorskim poziomie. Poza naszymi ekipami brakuje takich projektów dla młodych ludzi. W innych drużynach gra jeden, czy dwóch. U nas dziesięciu, czy dwunastu młodych chłopaków dostaje szansę. Dla takich koszykarzy, jak Mateusz Ponitka gra z seniorami to rewelacyjne doświadczenie. W rozgrywkach juniorskich nie da się nabrać takiego ogrania. Dlatego cieszę się, że możemy grać takie mecze, jak ze Spójnią i zwyciężać - optymistycznie kończy rozmowę z portalem SportoweFakty.pl.