Dąbrowianie rozpoczęli mecz bardzo dobrze, ich gra była lepsza nie tylko pod względem wizualnym, ale przede wszystkim pod względem skuteczności. Tyszanie mieli problemy z wyprowadzaniem ataków, a co dopiero ze zdobywaniem punktów. Były to podstawowe argumenty przemawiające za dominacją przyjezdnych na parkiecie (2:13). Tyszanie trafili do kosza zaledwie cztery razy, co nie mogło im zagwarantować powodzenia. Przyjezdni roznieśli ich bez najmniejszego problemu (9:29). Tak wysoki wynik osiągnęli za sprawą zespołowej gry, od początku meczu na swoim poziomie grał Łukasz Szczypka, który był głównym autorem przewagi.
Początek drugiej kwarty przyniósł inną grę, Zagłębiacy bowiem stracili swoją wysoką skuteczność, co napędziło gospodarzy, którzy rozpoczęli niwelowanie strat. Jednak tyszanie nie potrafili w pełni wykorzystać takiej sytuacji, wynik wciąż był wysoki (18:35). Przy stanie 20:35 o czas poprosił Wojciech Wieczorek, który od razu przyniósł oczekiwany skutek. Mniejsza skuteczność dąbrowian była szansą dla gospodarzy, ale ci nie potrafili wykorzystac jej do końca pierwszej połowy. Mimo że straty wynosiły 17 punktów, to mogły być znacznie mniejsze (29:46). Celem na przerwę dla Tomasza Służałka była więc mobilizacja swoich podopiecznych na tyle, by ci w przeciągu drugiej połowy zdołali nawiązać wyrównaną walkę nie tylko na parkiecie, ale w wyniku.
Walka na parkiecie była, ale różnica punktowa nie topniała, a to za sprawą niskiej skuteczności obu zespołów. Po trójce Radosława Basińskiego na tablicy znów pojawiła się różnica 20 "oczek" (35:55). Wydawało się, że tyszanie nie zdołają już zagrozić zwycięstwu dąbrowian, którzy mimo wszystko nie grali na swoim najwyższym poziomie. Grę GKS-u napędzał Piotr Hałas, ale nawet on w pojedynkę nie był w stanie zatrzymać Zagłębiaków, którzy już w pierwszej kwarcie zapewnili sobie wygraną. Przy stanie 37:60 Tomasz Służałek poprosił o czas, ale na ratowanie wyniku było już za późno, przyjezdni grali bowiem na tyle, by spokojnie wygrać to spotkanie. Po trzeciej kwarcie w tyskiej drużynie nie było już nadziei na pozytywne zakończenie meczu (44:69).
Minimum 20-punktowe prowadzenie MKS-u sprawiało, że wydarzenia na boisku w czwartej kwarcie były nudne. Mimo praktycznego braku szans na zwycięstwo gospodarze walczyli. Dwójka Artura Kijanowskiego zniwelowała straty do... 17 "oczek" (54:71). W bardzo długim tunelu pojawiło się więc światełko nadziei dla GKS-u, które jednak tak naprawdę ledwo się tliło. Gra toczyła się rzut za rzut, z czego większość była niecelna. Taka sytuacja potwierdzała tylko jedno - dominację dąbrowian na parkiecie, która już w pierwszej odsłonie meczu zapowiadała ich wygraną. Po końcowym gwizdku sędziego przyjezdni mogli cieszyć się z okazałej wygranej (67:83).
67:83 (9:29, 20:17, 15:23, 23:14)
GKS: Łukasz Kwiatkowski 16, Paweł Olczak 15, Piotr Hałas 10, Arur Kijanowski 9, Jacek Jarecki 6, Mariusz Markowicz 6, Daniel Goldammer 5, Arkadiusz Kużdub 0.
MKS: Łukasz Szczypka 14, Adam Lisewski 14, Radosław Basiński 12, Paweł Zmarlak 11, Mariusz Piotrkowski 8, Paweł Bogdanowicz 7, Radosław Lemański 6, Piotr Zieliński 6, Marcin Piechowicz 3, Tomasz Wróbel 2, Marcin Wiśniewski 0.