Starcie czołowych ekip Konferencji Wschodniej awizowane jako pojedynek kandydatów do nagrody Najbardziej Wartościowego Zawodnika nie rozczarowało. Nie brakowało fantastycznej walki i zwrotów akcji. W pierwszej połowie to przyjezdni kontrolowali sytuację i po dwóch dobrych kwartach w ich wykonaniu prowadzili różnicą dziewięciu punktów.
Bulls w szeregach których kapitalnie spisywał się kandydat do nagrody MVP Derrick Rose na trzecią odsłonę wyszli jeszcze bardziej zmotywowani. Odrobili stratę z nawiązką i przed ostatnią kwartą mieli o cztery oczka więcej niż ekipa prowadzona przez trenera Erika Spoelstrę.
Kiedy Chicago uciekło na 80:71 po trafieniu Ronnie Brewera wydawało się, że inicjatywę bezpowrotnie przejęli miejscowi. Od tego momentu przez cztery minuty Byki nie zdobyły nawet punktu. Za to Żar na swoim koncie zapisał trzynaście oczek i wyszedł na prowadzenie 84:80. Niemoc rzutową gospodarzy przerwał Kyle Korver, który celnie przymierzył zza łuku.
To zapowiadało emocje i walkę do samego końca. Żadna z drużyn nie dawała za wygraną. Na serię punktową gospodarzy odpowiedzieli Dwyane Wade (34pkt) i rywal Rose'a do tytułu MVP LeBron James (29pkt). Po akcji 2+1 tego drugiego na 36 sekund przed końcem był remis po 89:89. W odpowiedzi świetną akcję przeprowadził Rose, który wypatrzył w rogu boiska niepilnowanego Luola Denga. Gracz z Chicago nie zmarnował prezentu i wyprowadził swoją ekipę na prowadzenie 92:89.
W podobny sposób próbował zrewanżować się James, ale jego próba była nieskuteczna. Faulowany Korver przypieczętował wygraną Bulls trafiając jeden rzut wolny.
- To zwycięstwo pokazało, że jesteśmy w stanie pokonać każdy zespół w NBA - powiedział Rose.
W Heat zawiódł natomiast Chris Bosh, który zdobył siedem punktów. Spudłował 17 z 18 rzutów z gry. - To frustrujące widząc wynik. Dwa lub trzy moje trafienia mogłyby wszystko zmienić - stwierdził zawodnik.
Chicago Bulls - Miami Heat 93:89 (23:31, 21:22, 27:14, 22:22)
Rose 26 (6as, 5zb), Deng 20 (10zb, 5as), Boozer 16 (9zb) - Wade 34 (8zb), James 29 (10zb, 5as), Chalmers 12
Nuggets mogli już skorzystać z zawodników pozyskanych z Nowego Jorku, natomiast drużyna z Beantown na nowych koszykarzy musi jeszcze poczekać. Problemy kadrowe swoich rywali bezwzględnie wykorzystali zawodnicy z Denver.
Doc Rivers musiał nawet dokooptować do składu Chrisa Johnsona (6pkt) z D-League, z którym podpisano 10-dniowy kontrakt. - Był z nami na obozie, dlatego sięgnęliśmy po niego. Nie będzie wiedział co robić na parkiecie, ale się przyda - powiedział coach Bostonu.
Ekipa George'a Karla świetnie zakończyła to spotkanie. Na 6:30 przed końcem meczu Boston prowadził 75:73. Później sytuacja uległa diametralnej zmianie. Zespół zamknął mecz runem 16:0 i drugie zwycięstwo od czasu oddania do Knicks Carmelo Anthony'ego stało się faktem.
Z nowych graczy najlepsze wrażenie zostawił po sobie Wilson Chandler, który ukończył pojedynek z szesnastoma punktami na swoim koncie. Raymond Felton i Danilo Gallinari zdobyli odpowiednio 4 i 2 oczka.
Denver Nuggets - Boston Celtics 89:75 (18:23, 19:13, 24:24, 28:15)
Martin 18 (10zb), Chandler 16 (5zb), Afflalo 13 - Pierce 17 (6zb), Garnett 14 (13zb), Davis 11 (6zb)