Zaczyna się prawdziwa walka o miejsce w pierwszej ósemce ligi. Jedną z drużyn, która mogła być już jedną nogą w play off jest Spójnia. Niestety, ekipa trenera Tadeusza Aleksandrowicza przegrała w sobotę ważny mecz z Asseco II (80:76). Teraz będzie musiała się sporo natrudzić i wygrywać już kolejne mecze, jeśli poważnie myśli o walce o awans do PLK. Co zdaniem Marcina Stokłosy było główną przyczyną klęski w Gdyni?
- Kompletnie przespaliśmy pierwszą połowę, co zupełnie oddaliło nas od wygranej. Graliśmy jak nie my, nie naszą koszykówkę. Pozwoliliśmy rzucić rywalowi aż 51 punktów do przerwy. Nic nie uwłaszczając oczywiście Prokomowi, bo jest to na prawdę dobry zespół, ma świetnych, doświadczonych zawodników, ale 51 punktów to rzucają nam drużyny przez cały mecz, a nie przez 20 minut.
W drugiej połowie stargardzianie byli o krok od sprawienia niespodzianki. W ciągu kilkunastu minut zdołali odrobić 19-punktową stratę i na 2 minuty do ostatniego gwizdka doprowadzili do remisu. Co miało jednak miejsce w końcówce? Czemu nie udało się im podtrzymać tej dobrej passy do końca? -Nie chcę wypowiadać się na temat pracy sędziów, nie będę mówił też o tym, kto sponsoruje PZKosz, kto za to wszystko płaci. Każdy popełnia błędy, w każdym spotkaniu zdarzają się kontrowersyjne sytuacje. Ten wynik to tylko i wyłącznie nasza wina. Przespaliśmy pierwszą połowę. No i jeszcze ten szalony rzut Aleksa Krauzego w samej końcówce, gdzieś z boku, z jednej ręki. To też przesądziło o rezultacie, bo przecież przed tym rzutem było jeszcze na remisie - skomentował rozgrywający Spójni.
Już w najbliższą środę stargardzianie rozegrają kolejny niezwykle ważny pojedynek. Tym razem gościć będą w Pruszkowie u bezpośredniego rywala w walce o play off. - Jeśli chodzi o play off, to przed nami jeszcze cztery mecze w lidze. Szanse na ósemkę są duże. Teraz w środę gramy ze Zniczem. Jeśli zagramy od początku do końca tak jak tu w Gdyni w drugiej połowie, o wynik jestem spokojny - podsumował Stokłosa.