Leszek Karwowski: Gdy masz nóż na gardle, chwytasz się wszystkiego
Politechnika Warszawka uległa na własnym parkiecie MKS-owi Dąbrowa Górnicza 66:70. Dla podopiecznych Mladena Starcevicia to pierwsza ligowa porażka w hali przy Marymonckiej w tym sezonie.
Kamil Kołsut
Czego zabrakło stołecznym Inżynierom do odniesienia zwycięstwa? - Pięciu punktów - śmieje się w rozmowie ze SportoweFakty.pl doświadczony Leszek Karwowski. Po chwili się jednak reflektuje. - Na początku niepotrzebnie daliśmy wejść w mecz Adamowi Lisiewskiemu i Adamowi Zmarlakowi, później było już trudno ich zatrzymać. Jak poczujesz się dobrze, to wszystko zaczyna ci wychodzić. Duża w tym wszystkim moja zasługa, biję się w pierś, ale nic nie mogę na to poradzić - takie jest życie - przyznaje 36-letni środkowy.
Karwowski w sobotę zagrał słabo, miał ogromne problemy ze skutecznością (trafił ledwie 3 z 10 rzutów), a strzelecką indolencję nadrabiał zbiórkami pod własnym koszem. Politechnika goniła rywala przez cały mecz, w końcówce Inżynierom przytrafiło się jednak sporo prostych błędów i to zaważyło na końcowym wyniku. - Nerwy? Na pewno nie - ucina 36-latek. - Wiadomo, że mecz zazwyczaj idzie sinusoidalnie. Gdy masz nóż na gardle, to chwytasz się wszystkiego, by wygrać. Ja nerwów jakoś specjalnie nie czułem, po prostu robiłem swoje.