Trefl zwycięża po niesamowitym boju! - relacja z meczu Trefl Sopot - Anwil Włocławek

Koszykarze Trefla Sopot są na dobrej drodze by na koniec sezonu zasadniczego znaleźć się w pierwszej czwórce. W sobotni wieczór pokonali w Hali Stulecia Anwil Włocławek 67:60. Najskuteczniejszym zawodnikiem w ekipie Karlisa Muiznieksa był Filip Dylewicz, który uzyskał 14 punktów.

Działacze sopockiego klubu przed meczem powtarzali, że bardzo liczą na doping swoich kibiców. - Mamy nadzieję, że kibice szczelnie wypełnią Halę Stulecia i będzie panowała taka sama atmosfera jak kiedyś podczas finałowych spotkań Prokomu Trefla z Anwilem Włocławek - mówił Tomasz Kwiatkowski, dyrektor sportowy Trefla Sopot. Trzeba przyznać, że atmosfera podczas spotkania bardzo przypominała tą sprzed lat.

Trener gospodarzy nieco zaskoczył kibiców wyjściowym ustawieniem. W pierwszej piątce nie pojawili się ani Filip Dylewicz ani Adam Waczyński. Co ciekawe ledwie sędziowie rozpoczęli spotkanie, a już trzeba było je przerwać, ponieważ na parkiecie pojawiło się kilkadziesiąt serpentyn, które wyrzucili kibice gości.

Pierwsze minuty meczu były bardzo nerwowe z obu stron, długo na zegarze utrzymywał się wynik 3:2 dla Anwilu. Koszykarze pudłowali niemiłosiernie, popełniając przy tym łatwe straty. Niemoc przełamał wreszcie Marcin Stefański, wyprowadzając Trefl na pierwsze prowadzenie. Jednakże szybką ripostą popisał się D.J. Thompson, który celnie przymierzył z dystansu. Z biegiem czasu gra się jeszcze bardziej wyrównała, żadna z drużyn nie potrafiła odskoczyć na więcej niż 5 punktów.

Obaj trenerzy w pierwszej kwarcie bardzo chętnie sięgali po zawodników rezerwowych. Na parkiecie pojawił się m.in. znajdujący się w świetnej formie Dardan Berisha.

Początek drugiej kwarty to lekka przewaga gości z Kujaw, którzy zaczęli grać nieco bardziej cierpliwiej w ataku. Sopocianie mieli wielkie problemy przede wszystkim ze skutecznością. Gdy na tablicy świetlnej pojawił się wynik 21:16 dla Anwilu, trener gospodarzy poprosił o przerwę. Po niej Trefl szybko zdobył pięć punktów z rzędu i znów był remis.

Wówczas rozstrzelał się Paul Miller, który trzykrotnie celnie przymierzył z półdystansu. Co ciekawe ten sam zawodnik bardzo przyczynił się do zwycięstwa włocławian w półfinale Pucharu Polski - gdzie Anwil pokonał Trefl 85:77.

Do przerwy goście z Kujaw prowadzili dosyć wyraźnie - 33:25. Prowadzenie podopiecznych Emira Mutapcicia brało się przede wszystkim z lepszej egzekucji własnego ataku.

Początek trzeciej kwarty należał się do włocławian, którzy szybko odskoczyli na dziesięć punktów. Jednakże wówczas przysłowiowy "drugi bieg" włączyli sopocianie, którzy zanotowali run 8-0, zmniejszając straty do dwóch oczek. Duża w tym zasługa Giedriusa Gustasa, który rozgrywał bardzo poprawne zawody.

Po punktach Lorizny Harringtona na tablicy świetlnej pojawił się dawno niewidziany remis po 37. Końcówka trzeciej kwarty należała do sopocian, którzy objęli prowadzenie 46:45.

Podopieczni Karlisa Muiznieksa z biegiem czasu zaczęli grać coraz lepiej oraz pewniej. Duża w tym zasługa Stefańskiego, który nie dość, że zdobywał punkty to jeszcze zbierał ważne piłki.

Na sześć minut przed końcem spotkania doszło do bardzo nieprzyjemnego zdarzenia. Wspomniany wcześniej Stefański wdarł się w przepychankę ze Stipe Modriciem. Sędziowie długo zastanawiali się jaką mają podjąć decyzję. Wreszcie postanowili wyrzucić z boiska popularnego "Stefana", który musiał udać się do szatni.

Mimo straty jednego z lepszych zawodników, Trefl wyszedł już nawet na siedmiopunktowe prowadzenie - 56:49. Sopocianie na trzy minuty przed końcem prowadzili 59:54. Wówczas fantastycznym rzutem z dystansu popisał się Andrzej Pluta, ale natychmiastową ripostą popisał się Filip Dylewicz. Kolejną trójkę dorzucił Waczyński i gospodarze na minutę przed końcem mieli już dziewięć oczek przewagi(65:56). Podopieczni Muiznieksa po rzutach Harringtona zapewnili sobie bardzo ważne zwycięstwo w kontekście walki o pierwszą czwórkę.

Trefl Sopot - Anwil Włocławek 67:60

Źródło artykułu: