Podopieczni Alvina Gentry'ego pokazali w Mieście Aniołów ogromną wolę walki. W trzeciej kwarcie przegrywali już nawet 68:89. Mistrzowie NBA grali dobrze i wykorzystywali błędy swoich rywali. Nic nie zapowiadało zaciętej i emocjonującej końcówki. Zespół z Phoenix wprawił jednak wszystkich w osłupienie.
Sygnał do odrabiania strat dał Steve Nash, który w ciągu 90 sekund zdobył 9 punktów, dzięki czemu przewaga Jeziorowców stopniała do 17 oczek. Przyjezdni poszli za ciosem. Akcje świetnie grających Channinga Frye'a i Marcina Gortata pozwoliły im przed ostatnią odsłoną przegrywać zaledwie 86:95. Czwarta kwarta to nieustanna pogoń Phoenix. Udało im się dogonić miejscowych na 31 sekund przed końcem, kiedy to trójkę zaliczył Grant Hill. Na tablicy świetlnej widniał wówczas remis po 112. Zwycięstwo Lakers próbował dać Kobe Bryant, ale jego rzut był nieskuteczny.
O wszystkim miała zadecydować dogrywka. Podobna była ona do ostatniej odsłony regulaminowego czasu gry. Zespół z Los Angeles posiadał inicjatywę, ale to gości należało ostatnie słowo. Frye na sekundę przed końcową syreną trafiając trzy rzuty wolne wyrównał stan meczu (po 121).
W kolejnych dodatkowych pięciu minutach Słońca miały swoją szansę na odniesienie wygranej. 52 sekundy przed końcem podanie Gortata na punkty zamienił Frye i Phoenix prowadziło 130:128. Łodzianin chwilę później dobrze zachował się w obronie blokując Bryanta. Nie udało mu się natomiast zatrzymać Pau Gasola tuż przed końcem. Faulowany Hiszpan trafił dwa osobiste i doprowadził do trzeciej dogrywki.
Jej początek był dla Phoenix obiecujący. Trafił Gortat i Słońca wyszły na prowadzenie. Później jednak do głosu doszli zawodnicy Phila Jacksona. Zanotowali run 7:0 i znów inicjatywa znalazła się w ich rękach. Suns po kolejnej trójce Frye'a doszli na 135:137. Mogli wyjść na prowadzenie, ale Vince Carter pomylił się z dystansu. W odpowiedzi trafił Bryant i przypieczętował wygraną swojej drużyny. Carter zdołał zmniejszyć rozmiary porażki.
32 punkty dla Słońc zdobył Frye (rekord kariery). Najlepszy swój mecz w NBA rozegrał Gortat. Polak na parkiecie spędził 53 minuty zaliczając w tym czasie 24 punkty (9/15 z gry), 16 zbiórek, 3 asysty oraz 2 bloki. Dwukrotnie faulował rywali.
Po stronie Lakers najlepszy był Bryant. Lider ekipy z LA otarł się o triple - double (42pkt, 12zb, 9as).
Los Angeles Lakers - Phoenix Suns 139:137 (27:31, 39:29, 29:26, 17:26, 1d. 9:9, 2d. 9:9, 3d. 9:7)
Bryant 42 (12zb, 9as), Odom 29 (16zb), Gasol 24 (13zb) - Frye 32 (14zb), Gortat 24 (16zb), Nash 19 (20as, 5zb)
Byki nie dały najmniejszych szans Atlanta Hawks. W pewnym momencie goście prowadzili nawet różnicą 47 punktów! - Rywale zagrali słabiej w ataku, dlatego my mieliśmy ułatwione zadanie w obronie. Cieszy mnie, że mając wysokie prowadzenie potrafiliśmy z nim grać - powiedział trener Tom Thibodeau.
Miał on myśli sytuację z poprzedniego spotkania pomiędzy obydwoma zespołami, w którym Chicago miało 19-punktową przewagę, ale przegrał.
Tym razem coś takiego nie miało miejsca. Bulls do samego końca kontrolowali rozwój wydarzeń na boisku w Atlancie. Derrick Rose zrobił kolejny krok w kierunku zdobycia tytułu MVP. Zaaplikował Hawks 30 punktów i miał 10 asyst.
- Jest fatalnie. Nie pomagaliśmy sobie i to się na nas zemściło - stwierdził Josh Smith. Atlanta w ostatnich dziesięciu meczach przegrała siedem razy.
Atlanta Hawks - Chicago Bulls 81:114 (21:31, 22:41, 17:26, 21:16)
Teague 20, Smith 14, Horford 14 - Rose 30 (10as), Deng 27, Korver 9, Gibson 9 (8zb)
Pozostałe mecze:
Portland Trail Blazers - Washington Wizards 111:76 (35:29, 27:16, 29:14, 20:17)
Wallace 28 (8zb), Batum 22 (12zb), Aldridge 22 (6zb) - Crawford 12, Seraphin 10, Wall 9 (7as), Booker 9