Koszykarze ŁKS-u już wcześniej byli niemal pewni szóstego miejsca po rundzie zasadniczej i być może dlatego spotkanie z trzecim w tabeli Sokołem Łańcut nie sprowadziło na trybuny hali przy al. Unii zbyt wielu kibiców. Z koszykarskiego punktu widzenia mecz nie należał do najciekawszych - dużo było niedokładności i prostych strat, mało emocji, ale za to na parkiecie królowała twarda męska gra.
Choć spotkanie rozpoczęło się od dwóch fauli ofensywnych Krzysztofa Sulimy w pierwszych 90 sekundach, to jednak pierwsze punkty zdobyli gospodarze i jak się później okazało, były to punkty zwycięskie, gdyż łodzianie w środę prowadzili od pierwszej do ostatniej minuty. Nie było tego dnia w ekipie trenera Piotra Zycha wyróżniającej się gwiazdy, lecz cały zespół równo pracował przez 4 kwarty na końcowy sukces.
Fanów koszykówki środowa potyczka porwać jednak nie mogła. Obie drużyny miały problem zwłaszcza z grą w ataku, a goście przez pierwsze 14,5 minuty zdobyli zaledwie 12 oczek. Ten mecz potwierdził, że Sokół jest zespołem, który traci w całej lidze najmniej punktów, choć tym razem brało się to z ogólnego chaosu, jaki panował na parkiecie, a nie z wybitnej gry obronnej.
Jedno, czego w środowym meczu nie zabrakło, to twarda męska gra i nie odpuszczanie nawet na moment. Widać było, że koszykarze obu zespołów lubią ten styl gry, z czym zresztą spory problem mieli sędziowie, którzy nie mogli okiełznać obu ekip.
- Sokół gra podobnie jak my - tu wystawi nogę, tam zagra łokciem - to jest taka twarda, agresywna koszykówka, jaką lubimy sami grać - przyznał po meczu zawodnik ŁKS-u Krzysztof Morawiec.
Ostrej gry było dużo, sędziowie odgwizdali aż 8 fauli ofensywnych, co nie zdarza się w koszykówce często, nie zabrakło także na parkiecie wzajemnych prowokacji, czy też ostrzejszych fauli, jak chociażby przewinienie w ostatniej minucie Piotra Ucinka, które arbiter musiał zakwalifikować jako niesportowe.
Sam wynik meczu nie był ani przez moment zagrożony i może dlatego zawodnicy skupili się na innych aspektach koszykówki niż rozważna i taktyczna gra. Gospodarze jeszcze w drugiej kwarcie odskoczyli na ponad 15 oczek i nie pozwolili rywalom tej różnicy zniwelować, wygrywając pewnie 73:54 i przypieczętowując szóstą pozycję przed fazą play-off. Zdecydowanie bardziej zagmatwana jest sytuacja Sokoła. Przed meczem z ŁKS-em zespół z Łańcuta mógł jeszcze marzyć nawet o fotelu wicelidera. Teraz najbardziej realne wydaje się piąte miejsce, ale o wszystkim zadecyduje ostatnia, weekendowa seria spotkań.
ŁKS Sphinx Łódź - PTG Sokół Łańcut 73:54 (19:12, 22:13, 11:12, 21:17)
ŁKS Sphinx: Morawiec 11, Dłuski 10, Salamonik 10, Krajewski 9, Kalinowski 9, Szczepaniak 8, Trepka 7, Kenig 7, Sulima 2, Kuczmera 0.
PTG Sokół: Ucinek 11, Glapiński 9, Klima 7, Fortuna 6, Szurlej 6, Wilczek 6, Czerwonka 4, Chromicz 2, Dubiel 2, Pisarczyk 1, Buszta 0.
Sędziowali: Puchałka, Szwej i Szczotka.