Tytani stają do walki. Stawką finał, sława, prestiż i kolejne mistrzostwo Polski!

Hit, klasyk, szlagier, mecz na szczycie, pojedynek gigantów - jak by nie nazwać tego meczu, jest to najbardziej elektryzująca rywalizacja w Ford Germaz Ekstraklasie od ładnych paru lat. Teraz obie drużyny staną do walki o przepustkę do wielkiego finału. W przeszłości w meczach pomiędzy tymi drużynami działy się cuda, a to wszystko sprawia, że przed półfinałową serią, w której naprzeciwko siebie stanie Wisła Can Pack Kraków i Lotos Gdynia, niczego nie można być pewnym!

Od trzynastu lat: albo Gdynia, albo Kraków

Obie drużyny wywalczyły łącznie trzynaście ostatnich tytułów mistrza Polski. Wszystko zaczęły gdynianki, które triumfowały w sezonie 1997/1998, wywalczając swój drugi tytuł w historii. Wtedy zaczęła się fantastyczna seria ekipy z Trójmiasta, która trwała przez kolejnych osiem lat. W końcu w Ford Germaz Ekstraklasie powstał jednak zespół, który był w stanie przeciwstawić się ekipie z Gdyni. W Krakowie walczono bowiem przez lata o odbudowanie koszykówki żeńskiej na najwyższym poziomie i w końcu sztuka ta się udała.

Nadszedł sezon 2005/2006, a pod Wawel trafiły m.in. takie zawodniczki, jak Anna DeForge czy Kara Brown-Braxton. Jak się okazało pojawienie się tej pierwszej w Krakowie, było prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Amerykańska rzucająca była największą gwiazdą polskiej ligi, a dzięki niej Wisła Can Pack Kraków zdołała przerwać hegemonię gdynianek.

Anna DeForge na stałe zapisała się w historii konfrontacji krakowsko-gdyńskich

Kolejne dwa lata również przyniosły tytuły drużynie spod Wawelu, ale okoliczności, do jakich w nich dochodziło, były wręcz kosmiczne. W finałowej serii sezonu 2006/2007 Lotos, prowadzony do boju przez Romana Skrzecza prowadził już 3:1 w serii, a po punktach Nykeshy Sales był 4 sekundy od mistrzostwa Polski. Wtedy jednak na akcję przez całe boisko zdecydowała się Dominique Canty, która trafiając równo z syreną, dała wygraną ekipie spod znaku Białej Gwiazdy. Ten impuls tak mocno zadziałał na krakowianki, że te wygrały dwa kolejne mecz i sięgnęły po drugie z rzędu mistrzostwo.

W kolejnym sezonie było podobnie. Gdynianki już były w ogródku, już witały się z gąską, ale do akcji wkroczyła DeForge. Jej akcja z ostatnich sekund siódmego meczu finałowego przeszła do historii polskiej żeńskiej koszykówki, a pamiętne "co się stało?" komentatora telewizyjnego Ryszarda Łabędzia śni się fanom gdyńskiej drużyny po nocach. Bo tego co się stało, nie da się opisać, to po prostu trzeba zobaczyć. Po tej pamiętnej trójce gospodyniom tamtego meczu odechciało się grać, a w dogrywce Biała Gwiazda sięgnęła po trzecie kolejne mistrzostwo.

Dobrze współpracującą maszynę krakowską zdecydowano się jednak rozdzielić, a z drużyną pożegnała się DeForge. Drogi Lotosu PKO BP Gdynia i Wisły Can Pack Kraków w sezonie 2008/2009 skrzyżowały się w półfinale, a mające w swoim składzie Tamikę Catchings czy Ivanę Matovic gdynianki pewnie odprawiły rywalki w trzech meczach. Podopieczne Jacka Winnickiego w finale pokonały później KSSSE AZS PWSZ Gorzów Wielkopolski i zasłużenie sięgnęły po tytuł mistrzyń Polski. W poprzednim sezonie nie doszło do konfrontacji tytanów, bowiem Wisła przepadła w ćwierćfinale, a wielki rywal ponownie zasiadł na tronie.

Pamiętny rzut Anny DeForge to prawdziwa poezja koszykówki, a slogan reklamowy NBA "Where amazing happens" można śmiało wykorzystać i do tej akcji. Amerykanka być może nie notowała wówczas wielkiego sezonu w krakowskiej drużynie, ale tą akcją zmazała całe niezadowolenie z jej gry. Kibice z pewnością wybaczyli kilka słabszych meczów, a pamiętając o swojej idolce, nawet po jej odejściu z klubu, a przy okazji wizyty w Krakowie, uhonorowali ją statuetką i bukietem kwiatów. "We will always remember" - niech ten cytat będzie najlepszą odpowiedzią na to, jak bardzo koszykarka ta zapadła w pamięci fanów pod Wawelem. Trzeba również jasno powiedzieć, że DeForge spędziła w Krakowie trzy sezony, a Wisła Can Pack każdy z nich zakończyła na szczycie. Gdy natomiast jej zabrakło, zabrakło i tytułów...

Co wasze, to nasze

Nie tylko drogi samych drużyn z Gdyni i Krakowa często łączą się na drodze do najwyższych celów. Również drogi transferowe w ostatnich latach mocno się łączyły. Pierwszym głośnym transferem na linii Wisła Can Pack - Lotos, było przejście po sezonie 2006/2007 duetu Dominique Canty - Chamique Holdsclaw. Amerykanki miały zapewnić tytuł teamowi z Trójmiasta, ale sztuka ta się nie powiodła.

Po sezonie spędzonym w nadmorskich klimatach, obu zawodniczkom stęskniło się jednak za Wawelem, a na wycieczkę powrotną zaprosiły jeszcze ze sobą serbską środkową Slobodankę Maksimovic. Jak się okazało, zarząd gdyńskiego klubu wyszedł na tej transakcji fenomenalnie. W Wiśle całe trio grało fatalnie, a w Lotosie PKO BP pojawiły się w zamian takie zawodniczki, jak Tamika Catchings, Alana Beard czy Ivana Matovic.

W poprzednim sezonie ponownie zaiskrzyło na transferowej linii Gdynia - Kraków, kiedy to w połowie sezonu na zmianę barw klubowych zdecydowała się Paulina Pawlak. To jednak nie przeszkodziło gdyńskiej drużynie w wywalczeniu kolejnego tytułu. Prawdziwy cios nastał jednak po zakończeniu sezonu, gdy okazało się, że w ślad za Pawlak poszły Magdalena Leciejewska oraz Erin Phillips. To taki przysłowiowy pstryczek w nos gdyńskiej drużyny, ale ta po raz kolejny znalazła godne następczynie swoich byłych gwiazd, które teraz staną do walki o finał.

Chamique Holdsclaw jest jedną z tych zawodniczek, która ma za sobą występy zarówno w drużynie z Krakowa, jak i z Gdyni

Faworyt?

W rywalizacji tych dwóch największych drużyn w Polsce nie można wskazać faworyta. Nie można, bo nawet w sytuacjach, w których wszystko wydaje się już jasne, wydarzenia mogą nabrać zupełnie odmiennego biegu, a wszystko w ciągu sekundy jest w stanie wywrócić się do góry nogami.

Zdania są podzielone. Dariusz Maciejewski, szkoleniowiec kadry Polski oraz KSSSE AZS PWSZ Gorzów Wielkopolski twierdzi tak: Jeżeli chce się myśleć o pokonaniu Wisły Can Pack Kraków, trzeba znaleźć metodę na zatrzymanie najlepszej zawodniczki tej ligi, czyli Erin Phillips. Nie ma wątpliwości żadnych, że Australijka to prawdziwa gwiazda Ford Germaz Ekstraklasy i kto ma ją w swojej drużynie, ten powinien spać spokojnie.

Swoją opinie na temat polskich gigantów wygłosił również, przy okazji turnieju finałowego o Puchar Polski, szkoleniowiec toruńskich Katarzynek Elmedin Omanic. - Wisła Can Pack ma zdecydowanie najmocniejszy skład w polskiej lidze. To jednak Lotos gra obecnie najładniejszą koszykówkę - mówi Bośniak. Czy ładny i efektowny styl Lotosu jest w stanie przezwyciężyć krakowskie nazwiska i "papierową siłę"?

Drogi wielkich rywali z dwóch odległych końców Polski skojarzyły się w tym sezonie już w półfinale, a wielu uważa tą rywalizację za przedwczesny finał. Oba zespoły podchodzą do tej rywalizacji z wielkim optymizmem, z wielkimi nadziejami i ogromnym szacunkiem dla rywala. Tradycyjnie jednak tylko jeden z zespołów może okazać się zwycięski, tylko jeden z nich wywalczy sobie przepustkę do gry w wielkim finale i swój kolejny tytuł najlepszej drużyny w naszym kraju. Mobilizacja zarówno w Wiśle Can Pack, jak i Lotosie jest ogromna, bo stawka i prestiż sięgają wyżyn. Przed dwoma laty Lotos właśnie na tym etapie zakończył serię zwycięstw Białej Gwiazdy. Czy zatem teraz role się odwrócą i nadszedł czas na krakowski rewanż?

Źródło artykułu: