- Najważniejsze, że udało się wygrać pierwsze spotkanie w tej rywalizacji, bo w fazie play off jest to szalenie ważna sprawa - podsumował mecz Jose Ignacio Hernandez, szkoleniowiec krakowskiego zespołu. Jego podopieczne długo męczyły się w tym meczu z rywalem, ale końcówka meczu należała zdecydowanie do nich. W ostatnich czterech minutach dwie ważne trójki trafiły Nicole Powell oraz Erin Phillips, czym rozstrzygnęły losy meczu.
Od pierwszych minut spotkania gdynianki pokazały, że nie przyjechały pod Wawel jedynie na wycieczkę. Aktualne mistrzynie Polski grały swoją szybką koszykówkę, a w połączeniu z brakiem skuteczności w obozie gospodyń, w pierwszej kwarcie osiągnęły już nawet przewaga Lotosu 12 oczek. Jedynym problemem trenera Georgiosa Dikaioulakosa były trzy przewinienia Milki Bjelicy, co przy małej, a w zasadzie żadnej rotacji na pozycjach podkoszowych, nie ułatwiało zadania.
Brak podkoszowych Lotosu ich trener próbował zacieniować obroną strefową, ale w niej po głowach skakała rywalkom Jelena Leuczanka. To jednak również nie przynosiło punktów drużynie spod znaku Białej Gwiazdy. Przyniosło je dopiero wpuszczenie do akcji Katarzyny Krężel. Krakowska rzucająca szybko zabrała się do pracy, a straty jej zespołu w mgnieniu oka zmalały do zaledwie punktu. W końcówce pierwszej połowy dwukrotnie zza łuku celnie przymierzyła jeszcze Monica Wright (13 punktów w pierwszej połowie), ale i te straty gospodynie zniwelowały schodząc do szatni na przerwę przy remisie.
Po powrocie do gry gospodynie nie powtórzyły już błędu z pierwszej połowy. Szybkie dwie trzypunktowe akcje, najpierw Eweliny Kobryn, potem Powell, dały krakowiankom prowadzenie 43:37. Dikaioulakos nie czekał długo, a na parkiecie po 16 minutach przerwy pojawiła się Bjelica. Gospodynie grały już swobodnie, ale to rywalki miały w swoich szeregach Wright, dzięki której przed decydującą częścią meczu Lotos przegrywał różnicą zaledwie trzech punktów.
Gdy zza linii 6,75 trafiła Andja Jelavic, a Lotos przegrywał w tym momencie 57:51 wydawało się, że zmęczone rywalki nie będą już w stanie wrócić do gry. Najmniejszej ochoty na to nie miała jednak m.in. Elina Babkina i po chwili dzięki łotewskiej zawodniczce był już remis. Szybka przerwa dla trenera Hernandeza przyniosła jednak oczekiwane skutki. Krakowianki wróciły do swojej dobrej gry i zanotowały run 9:0. W między czasie swoje pierwsze punkty w meczu zdobyła Erin Phillips, na które czekała aż 36 minut. W ostatnich minutach meczu broniące tytułu gdynianki nie były już w stanie odrobić strat, bo i nie było już na to po prostu sił, a Wisła Can Pack wygrała ostatecznie 74:59.
Gdynianki rozegrały bardzo dobre zawody, w które włożyły nie 100 procent sił i zaangażowania, ale 120! Jako jednak, że nie udało się wypracować sobie przewagi w trakcie meczu, to w końcówce nie było już szans na nawiązanie równorzędnej walki z gospodyniami, wśród których rotacji w tym meczu nie brakowało.
Krakowianki udowodniły również tym meczem, że potrafią radzić sobie bez Erin Phillips. To zdecydowanie nie był jej dzień, ale trzeba oddać, że w kluczowym momencie zdołała umieścić piłkę w koszu. Faktem wartym odnotowania jest liczba zbiórek. Lotos, pomimo faktu, że grał z nominalnie jedną zawodniczką podkoszową, przegrał rywalizację w zbiórkach tylko 43:37. - Pokazaliśmy, że nie przyjechaliśmy tutaj tylko żeby odegrać spotkanie, ale powalczyć o wygraną. Nie ważne ilu ma się zawodników do dyspozycji, ważne żeby pokazać grę z sercem i zaangażowaniem, a to z pewnością pokazaliśmy - ocenił postawę swoich podopiecznych trener DIkaioulakos.
74:59
(11:21, 22:12, 19:16, 22:10)
Wisła Can Pack: Ewelina Kobryn 17, Nicole Powell 14, Paulina Pawlak 12, Katarzyna Krężel 7, Jelena Leuczanka 7, Erin Phillips 5, Andja Jelavic 5, Gunta Basko 4, Magdalena Leciejewska 3
Lotos: Monica Wright 23, Ketia Swanier 11, Elina Babkina 8, Milka Bjelica 7, Małgorzata Misiuk 5, Paulina Krawczyk 3, Olivia Tomiałowicz 2, Claudia Sosnowska 0
Stan rywalizacji: 1:0 dla Wisły Can Pack Kraków