Erin Phillips: Mamy pewien komfort, ale w Gdyni będzie ciężko
Krzysztof Kaczmarczyk
W sobotnim meczu krakowianki w ostatnich pięciu minutach meczu zdołały sobie zbudować piętnastopunktową wygraną. W drugim meczu, który rozegrano w niedzielę, gdynianki zapowiadały jeszcze lepszą grę i tak też było, a Wisła Can Pack dopiero w ostatnich sekundach przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść.
- Lotos po raz kolejny rozegrał bardzo dobry mecz. Zagrał bardzo twardo i postawił nam duży opór - powiedziała po meczu Erin Phillips, rzucająca Wisły Can Pack Kraków. - To naprawdę trudny do pokonania zespół. Do soboty Lotos miał na swoim koncie kilkanaście wygranych pojedynków z rzędu, co tylko pokazuje, jak doskonale grają. Świetną pracę z zespołem wykonuje trener i to widać na parkiecie.
Australijka dwóch pierwszych spotkań nie może zaliczyć do udanych. W pierwszym miała olbrzymie problemy ze skutecznością. Co prawda przełamała się w najbardziej odpowiednim momencie, ale patrząc na cały mecz, nie było tak kolorowo, jak w trakcie sezonu zasadniczego. W niedzielę było już lepiej, a sama zawodniczka po pierwszym celnym rzucie w pierwszej kwarcie głęboko odetchnęła.
- Musiałyśmy mocno wierzyć we własne umiejętności. Musiałyśmy wierzyć w to, że uda nam się wygrać w niedzielę i objąć prowadzenie w serii 2:0. To był nasz cel - komentuje Phillips, która w drugim półfinałowym meczu wywalczyła 11 oczek i 6 zbiórek. - Dla nas najważniejsze było grać dalej tak samo, jak zagraliśmy podczas pierwszego spotkania. Musiałyśmy utrzymać swoją pewność siebie.