Odzyskali przewagę parkietu - relacja z meczu Anwil Włocławek - Trefl Sopot

Trefl Sopot wyszedł na trzecie spotkanie z Anwilem Włocławek maksymalnie skoncentrowany i choć nie ustrzegł się błędów w drugiej kwarcie, ostatecznie triumfował w Hali Mistrzów 79:75. Podopieczni Karlisa Muiznieksa do zwycięstwa potrzebowali co prawda dogrywki, ale ważniejsze jest w tej chwili to, że odzyskali przewagę własnego parkietu i prowadzą w serii 2-1.

Trener Karlis Muiznieks wyciągnął wnioski z tego, że w sobotę Andrzej Pluta zdobył przeciwko jego drużynie 23 punkty i przed trzecim spotkaniem rywalizacji Trefla z Anwilem nakazał krycie superstrzelca włocławskiej drużyny Marcinowi Stefańskiemu. Pomysł ten okazał się bardzo dobry, gdyż kapitan gospodarzy nijak nie mógł zagrać skutecznej akcji na początku spotkania. A że problemy w ofensywie mieli również jego koledzy, to sopocianie prowadzili po kilku minutach 7-0.

Bardzo aktywny był Filip Dylewicz, który już w pierwszej kwarcie zdobył 12 punktów z 19 swojej drużyny, a Trefl prowadził wówczas różnicą trzech oczek. Po stronie miejscowych swoją klepkę na parkiecie odnalazł tymczasem Łukasz Majewski, autor sześciu punktów.

Obie drużyny uznały chyba, że ten mecz mogą wygrać tylko poprzez do bólu szczelną defensywę i zapaśniczą wręcz walkę o każdą piłkę. Dlatego na początku drugiej kwarty ani jedni, ani drudzy nie byli w stanie umieścić piłki w koszu, choć optycznie lepiej prezentowali się goście. Stefański popisał się akcją dwa plus jeden, a na domiar złego dla gospodarzy, w jednej z akcji stopę skręcił Dardan Berisha.

Trefl prowadził zatem 22:16, ale wówczas trener Emir Mutapcić znalazł optymalne zestawienie swoich koszykarzy. Stipe Modrić, Scott Morrison, Seid Hajrić i wspomniany wcześniej Majewski postawili pod swoim koszem prawdziwą ścianę nie do przejścia i po dwudziestu minutach walki to Anwil cieszył się z prowadzenia 28:27.

- On samego początku było widać, że to będzie typowy mecz walki. Sędziowie dopuszczali twardą grę, dlatego wiedzieliśmy, że każdy błąd czy każdy celny rzut może być na wagę złota - mówił po ostatniej syrenie D.J. Thompson. Amerykanin, choć całkiem nieźle radził sobie w defensywie przeciwko Lorinzy Harringtonowi, miał jednak sporo problemów w ataku, dlatego szybko zastąpił go Chris Thomas. On również nie imponował w ofensywie, choć to po jego zagraniu i wcześniejszej trójce Pluty Anwil wyszedł na prowadzenie 44:39 pod koniec trzeciej kwarty.

- Włocławianie grali bardzo dobrze, ale my robiliśmy wszystko by nie dopuścić do tego by się rozpędzili. Gdy wyszli na pięć punktów przewagi, mobilizowaliśmy się jeszcze bardziej i po chwili znowu byliśmy blisko. Myślę, że koncentracja była się naszą bardzo mocną stronę - tłumaczył Giedrius Gustas, litewski rozgrywający Trefla. Gra sopocian wyglądała zdecydowanie lepiej gdy ten koszykarz przebywał na parkiecie i choć nie zdobywał wielu punktów, to robili to za niego jego partnerzy.

Najpierw Adam Waczyński popisał się trójką, a gdy Anwil znowu nieco odskoczył (54:51 po piątym fauli Stefańskiego na początku czwartej kwarty), piłkę przechwycił Harrington i wsadem dał ponowne prowadzenie gościom 54:55. Po chwili Amerykanin popełnił co prawda piąty faul, który na trzy punkty z linii osobistych zamienił Pluta, ale wówczas klasę pokazał Lawrence Kinnard. Niewidoczny wcześniej Amerykanin najpierw przymierzył z półdystansu z nieco zachwianej pozycji, a w kolejnej akcji umieścił piłkę w koszu z ponad siedmiu metrów. Trefl prowadził wówczas 63:57 na nieco mniej niż trzy minuty do końca, a kibice w Hali Mistrzów zamarli...

I choć w kolejnej akcji dwa punkty spod kosza zdobył Dragan Ceranić, szalone akcje Thomasa oraz Hajricia przyniosły punkty dla włocławian. Losy spotkania w regulaminowym czasie mógł rozstrzygnąć jeszcze serbski środkowy Trefla, ale chybił z dystansu i sędziowie zarządzili dogrywkę.

W niej Trefl nie pozostawił już żadnych wątpliwości, która drużyna była tego wieczora lepsza. Najpierw Gustas wymusił dwa faule defensorów Anwilu, zamieniając je na cztery celne rzuty wolne, a następnie trafił do kosza po dynamicznym wejściu, zaś dzieła zniszczenia, również rzutami osobistymi, dokonali Paweł Kikowski oraz najlepszy w barwach Trefla, Filip Dylewicz. Rzut trzypunktowy Thompsona, jeden z dwóch całego zespołu gospodarzy w tym spotkaniu, nie mógł już odmienić losów rywalizacji.

- Jeśli spojrzy się w statystyki to bez problemu można zobaczyć dlaczego dzisiaj przegraliśmy. Trafiliśmy tylko 2 z 20 rzutów z trzy punkty, co nie zdarzyło się nam chyba nigdy, a ponadto pudłowaliśmy z prostych pozycji. Graliśmy nieźle w ataku, bo wyprowadzaliśmy się na otwarte rzuty, ale niestety nie potrafiliśmy kończyć tych akcji. Ponadto spudłowaliśmy dzisiaj aż 12 rzutów wolnych, co jest nie do pomyślenia w tak wyrównanym meczu - denerwował się trener Mutapcić.

- Mecz był on bardzo wyrównany, każdy zespół miał swoje wzloty i upadki, raz my prowadziliśmy, raz Anwil i tak to wyglądało. Ostatecznie wygraliśmy dzięki małym rzeczom, które zrobiliśmy w dogrywce. Innymi słowy - po prostu trafialiśmy kluczowe rzuty - podsumował występ swojej drużyny trener Muiznieks.

Anwil Włocławek - Trefl Sopot 75:79 (16:19, 12:8, 20:20, 17:18, d: 10:14)

Anwil: Andrzej Pluta 14, Nikola Jovanović 12, Paul Miller 12, Seid Hajrić 9, Chris Thomas 9, Łukasz Majewski 8, D.J. Thompson 6, Scott Morrison 3, Bartosz Diduszko 2, Stipe Modrić 0, Dardan Berisha 0

Trefl: Filip Dylewicz 24, Giedrius Gustas 11, Marcin Stefański 9, Dragan Ceranić 8, Lawrence Kinnard 7, Paweł Kikowski 7, Adam Waczyński 5, Slobodan Ljubotina 4, Lorinza Harrington 4

Źródło artykułu: