Myśleliśmy, że mamy już zwycięstwo - wywiad z Bartoszem Diduszko, skrzydłowym Anwilu Włocławek

Naprawdę niewiele brakowało a Bartosz Diduszko z głębokiego rezerwowego stałby się bohaterem Anwilu Włocławek. Polski skrzydłowy trafił bowiem trójkę w przedostatniej akcji spotkania i gospodarze prowadzili wówczas z Treflem Sopot 83:81. Ostatecznie goście rzutem na taśmę doprowadzili jednak do dogrywki, w której pokonali miejscowych. Diduszko zaś, choć mocno przygnębiony, zgodził się na rozmowę z portalem SportoweFakty.pl.

Michał Fałkowski: Zabrakło dzisiaj naprawdę niewiele, a byłbyś bohaterem wszystkich kibiców Anwilu...

Bartosz Diduszko: Tak, ale co ja mogę teraz powiedzieć? Gdy dostaje się piłkę na czystej pozycji nie ma co patrzeć na to czy jest pierwsza akcja meczu czy być może ostatnia, po prostu trzeba rzucać. Jesteśmy koszykarzami i musimy umieć oddawać takie rzuty. Wyszło i fajnie, ale co z tego skoro później skończyło się to, jak się skończyło...

Liczyliście, że Trefl nie będzie w stanie już nic zdziałać?

- Tak, myśleliśmy, że tymi trzema punktami zapewniliśmy sobie zwycięstwo i Trefl nie odda już celnego rzutu ani na dogrywkę, ani na zwycięstwo. Jak się jednak okazało, sekunda w koszykówce to bardzo dużo i... niestety, sezon się dla nas właśnie skończył.

Jaką defensywę nakazał wam grać trener Emir Mutapcić w tej ostatniej akcji czwartej kwarty? Mieliście pilnować swoich rywali czy przekazywać

- Rada była prosta - mieliśmy przekazywać sobie wszystkich koszykarzy, którzy wychodzili po piłkę by oddać rzut. Szczerze mówiąc, to nawet nie wiem jak to się stało, że piłką wpadła do kosza, bo zanim zdążyłem się zorientować, że poszło podanie i Gustas nam uciekł, siatka zdążyła zatrzepotać, a zawodnicy Trefla skakali z radości do góry.

W dogrywce Trefl, podobnie jak wczoraj, szybko objął kilka punktów przewagi i potem nie dał sobie wyrwać szansy z rąk. Jak to możliwie, że dwa razy z rzędu zagraliście tak słabo w dodatkowym czasie gry?

- Nie mam pojęcia dlaczego tak się stało. Wydaje mi się, że popełniliśmy kilka błędów. Raz jakiś niepotrzebny faul, innym razem kroki czy złe podanie, podczas gdy Trefl swoje pomyłki ograniczył do minimum i grał bardzo mądrze, wymuszając nasze faule i trafiając rzuty po bardzo prostych, indywidualnych akcjach.

Z pewnością widziałeś kilka meczów tego typu w telewizji czy Internecie, gdy jedna drużyna rozstrzyga losy meczu w ostatniej sekundzie, dzięki ostatniemu rzutowi, a czy kiedykolwiek grałeś już w takim spotkaniu?

- Nie, nigdy nie miałem okazji wystąpić w takim pojedynku, że losy spotkania rozstrzygają się właściwie w ostatniej akcji meczu czy też w ostatniej akcji oblicze gry zmienia się o 180 stopni. Oczywiście w Internecie można znaleźć wiele tego typu spotkań, ale ja osobiście nigdy w czymś takim nie wziąłem udziału i, mówiąc szczerze, nie mam najmniejszej ochoty być uczestnikiem czegoś takiego po raz drugi. No chyba, że następnym razem szczęście będzie po stronie mojej drużyny, choć na chwilę obecną to marne pocieszenie.

Czy Trefl wygrał to dzisiejsze, a także wczorajsze spotkanie, gdyż był zespołem silniejszym mentalnie?

- Na pewno po wczorajszym zwycięstwie byli w lepszej kondycji psychicznej od nas. Poza tym, bardzo często jest tak, że drużyna, która doprowadza do dogrywki, później ją wygrywa, a ekipa, która dała sobie wyrwać zwycięstwo z rąk nie potrafi już zmobilizować się po raz kolejny. Wynika to z tego, że ta ekipa, która goni, jest na fali, a ta która broni wyniku nieskutecznie, podłamuje się. Tak niestety było z nami.

Z drugiej strony to jednak Trefl prowadził w czwartej kwarcie już ośmioma punktami, a mimo to doszliście ich, więc równie dobrze to wy mogliście występować w roli tego silnego zespołu, który wyrywa zwycięstwo z rąk przeciwnika...

- No może i tak, ale jest jednak różnica gdy przechyla się szalę na swoją korzyść w ciągu sekundy, a gdy stara się gonić rywala przez cały mecz. Dzisiaj Trefl prowadził niemalże od pierwszej minuty i nam udało się go dojść w samej końcówce. Oczywiście, w międzyczasie zdarzało się, że wychodziliśmy na prowadzenie, ale generalnie to sopocianie nadawali ton grze. Poza tym w końcówce graliśmy właściwie tylko jedną piątką i chyba to też się na nas zemściło.

Odchodząc już od dzisiejszego meczu - jaki element zadecydował o waszej porażce w całej serii?

- Nie wiem. Nie chciałbym wyciągać daleko idących wniosków i nie jestem chyba w stanie powiedzieć niczego mądrego na ten temat (chwila milczenia). Naprawdę chciałbym pokusić się o jakąś analizę, powiedzieć coś, co pomoże zrozumieć obecną sytuację, ale nie mam pojęcia co to mogłoby być. Przegraliśmy, odpadliśmy z play-off...

Dokładnie - koniec sezonu w kwietniu, zaledwie po siedmiu miesiącach rywalizacji. To z pewnością będzie siedziało w waszych głowach przez długi, długi czas...

- No na pewno, bo kończyć rozgrywki w momencie, gdy inne zespoły tak naprawdę dopiero rozpoczynają tą zasadniczą walkę o najwyższe lokaty to nic fajnego. Tym bardziej dla takiego klubu jak Anwil, który z małymi wyjątkami zawsze walczył o czołowe lokaty.

Komentarze (0)