Patryk Neumann: W ostatnim spotkaniu musieliście sobie radzić bez Mateusza Ponitki, który wyjechał do Stanów Zjednoczonych na prestiżowy Nike Hoop Summit. Mimo, że byliście osłabieni, to dla was jest to chyba duże wyróżnienie, podobnie, jak dla całej polskiej koszykówki.
Mladen Starcević: Dostał powołanie za dobry występ w reprezentacji na Mistrzostwach Świata U17. Dla nas oraz dla Polskiego Związku Koszykówki to duży zaszczyt. Bardzo się z tego cieszymy.
W rewanżu ze Spójnią nie mógł też zagrać Piotr Pamuła. Przez brak tych dwóch graczy musieliście zmienić taktykę?
- Na ten mecz było bardzo ciężko się przygotować. Mieliśmy tylko jednego niskiego zawodnika, Łukasza Wilczka. Marek Popiołek jeszcze poniżej dwóch metrów, a reszta to sami wysocy. Musieliśmy im zmienić pozycję. Mokros z trójki został przestawiony na dwójkę, a Nowakowski również grał nie na swojej pozycji. Z tego właśnie powodu rotacja była utrudniona.
Dzięki temu mogliście jednak dominować nad rywalami pod względem fizycznym.
- Nie dawało to dużej przewagi nad obwodowymi Spójni. Oni są mniejsi, ale sprawni, szybcy i waleczni. Mają więcej mobilnych możliwości. Z drugiej strony wykorzystaliśmy swoją przewagę przy walce o zbiórkę.
Pod nieobecność waszych liderów z dobrej strony pokazał się Jarosław Mokros.
- Trafił trzy z sześciu rzutów. On jest u nas już pięć lat, czyli od początku naszego programu. Muszę powiedzieć, że ma jeden z najlepszych technicznie rzutów w Polsce.
Pamuła znalazł się już w składzie na Spójnię, lecz wiadomo było, że nie zagra. Kiedy można się spodziewać jego powrotu na parkiet?
- Złamana kość stopy to ciężka kontuzja. Mam nadzieję, że wróci przed końcem sezonu. Dam mu mniej minut niż zwykle, ale wierzę, że zdąży wrócić na ostatnie mecze i wtedy wejdzie na boisko.
Jak oceni pan postawę rywali w tym meczu?
- Chciałbym pogratulować trenerowi Aleksandrowiczowi. Jego zespół postawił nam bardzo trudne warunki. Musieliśmy dać z siebie nie sto, a nawet sto pięć procent Możliwości. Mamy też kilka drobnych urazów, dlatego będziemy potrzebowali trochę odpoczynku. Cieszę się jednak, że mój zespół zagrał bardzo dobrze i zwyciężył.
Nie miał pan jednak wrażenia, że Spójnia postawiła łatwiejsze warunki niż w rundzie zasadniczej, gdy wygraliście dopiero w końcówce? W środowym meczu od początku dominowaliście, a sześciopunktowa różnica to chyba zbyt niski rezultat patrząc na przebieg całego meczu?
- Nie zgadzam się z tą opinią. Pan Aleksandrowicz widział, że mamy tylko jednego rozgrywającego. Naciskali go bardzo mocno, przez co zrobiliśmy szesnaście strat. Mimo, że byłem dość spokojny, to naprawdę nie mieliśmy łatwo. W odróżnieniu do tamtego meczu obie drużyny trafiły więcej "trójek", przez co wynik był trochę inny. To jest Play Off. Moi zawodnicy czuli się bardzo pewnie i myślę, że ich pewność siebie wzrasta.
Praca z tymi utalentowanymi koszykarzami, to trudne wyzwanie?
- Jesteśmy w najlepszej czwórce ligi. To dla nas bardzo dobre osiągnięcie. Dysponuję grupą młodych ludzi. Nie tyle młodych koszykarzy, bo oni grają w koszykówkę już dość długo, ale nadal są młodzi. Bardzo się cieszę, że mogę pracować z takimi chłopakami.
Teraz przed wami decydujące starcia w walce o awans. Cały czas nie znacie półfinałowego rywala. Z kim chciałby się pan zmierzyć? Sokół Łańcut, czy Sportino Inowrocław?
- Obojętnie. Nie mam specjalnych wymagań. Każdy rywal ma swoje mocne i słabe strony. My również mamy swoje plusy i minusy.