Patryk Kurkowski: O dwóch takich, co grać muszą

Koszykówka w Polsce nigdy nie była bardzo popularnym sportem. Oczywiście są rzesze fanów tej dyscypliny, ale i tak większość z nich woli oglądać mecze NBA. Pod dużym znakiem zapytania stoi także przyszłość koszykówki. Czy będzie się ona rozwijać, czy też zaniknie gdzieś w otchłani i tylko czasem się pojawi?

W tym artykule dowiesz się o:

O tym, że w Polsce brakuje utalentowanych koszykarzy wiedzą chyba wszyscy sympatycy basketu. Mamy co prawda kilku niezłych zawodników, ale większość z nich to "starzy wyjadacze", a jeśli jest już młody to nie odgrywa znaczącej roli w swojej drużynie. Warto dodać, że w PLK większość ekip bazuje właśnie na obcokrajowcach. To oni zwykle stanowią o sile zespołu i zdobywają tytuły mistrzowskie. Dobitnym przykładem jest Milan Gurović. Przez dużą część rozgrywek niewidoczny, ale kiedy przyszły najważniejsze spotkania Prokomu z Turowem potrafił się obudzić i zagrać kapitalnie.

Nikt nie wie jak sprawić, aby w Polsce basket był popularny. Od czasu do czasu organizuje się zawodowy streetballowe dla młodzieży. Czy to jest jednak sposób na znalezienie nowych graczy pokroju Adama Wójcika? Z całą pewnością nie. W Słowenii gdzie talentów jest bez liku stosuje się inne metody. Tamtejsze kluby już 12-13 latków uczą jak grać. Po kilku latach grają oni w drużynie juniorskiej a następnie są wprowadzani do zawodowej ekipy. Natomiast gdy osiągają 21-23 rok życia często stanowią o silę tejże drużyny. Wówczas o tego gracza "bije" się wiele klubów europejskich. To nie tylko przyszłość reprezentacji narodowej Słowenii, ale może przede wszystkim dla takiego klubu, który może nieźle na tym zarobić.

Jak to wygląda w Polsce? Wiele klubów ekstraligowych posiada drużyny juniorskie, ale na tym się kończy. W większości tacy gracze trafiają do I ligi i stamtąd nie mogą wejść na wyższy poziom. Czy nie lepiej byłoby aby taki zawodnik podpatrywał zawodowców? Najlepszym tego przykładem jest Prokom Trefl Sopot. Młody, utalentowany Adam Łapeta już jest w reprezentacji Polski a ma zaledwie 21 lat. Co prawda nie występuje on w podstawowym składzie sopocian, ale podpatruje najlepszych i to za 3-4 lata zaowocuje. Czy jeśli taki koszykarz będzie trenował z Marcinem Gortatem czy Maciejem Lampe nie nauczy się czegoś nowego? Nauczy się i powiem więcej może stać się od nich lepszy jeśli tylko trenerzy poświęcą mu dużo czasu.

Ostatnio wiele kontrowersji wzbudził nowy przepis w PLK, który mówi o tym, że na parkiecie w II kwarcie musi przebywać zawodnik z rocznika '86 lub młodszy. Spytam więc, dlaczego II kwarta a nie np. III? Jaka jest różnica? Czyżby chodziło tylko o to, żeby ten gracz nie narobił "krzywdy" swojemu zespołowi? Przecież w 20 minut można nadrobić wiele punktów. Na czym więc zyska ten zawodnik grając przez 10 minut a następnie oglądając mecz z ławki? Prawda jest taka, że nic. Dobrych trenerów w Polsce coraz więcej (nie koniecznie są nimi Polacy), a co za tym idzie przy dobrej taktyce można wręcz sprawić, że młody gracz będzie niemal jak statysta - czasem dostanie podanie, odegra do kolegi z drużyny i na tym skończy się jego "wielka" rola w drużynie.

Czy naprawdę nie ma lepszego pomysłu na wychowanie młodych graczy? Jest, ale wszystko to wiąże się z olbrzymimi wymaganiami finansowymi, których nikt nie chce (lub nie jest wstanie) pokryć. Można iść przecież wzorem piłki nożnej - stworzyć Młodą Ekstraklasę, w której występowaliby gracze właśnie z rocznika '86 i młodszych. Gdyby spisywali się naprawdę dobrze trafialiby do seniorskiej ekipy i tam walczyli o miejsce w składzie. Przecież za parę lat nadal będzie obowiązywał przepis o jednym Polaku na parkiecie. Co stanie się wówczas? Będą grali starzy wyjadacze? Co w takim razie się stanie z młodzieżą, która mimo chęci grania w basket została na drugim planie? Co będzie z reprezentacją Polski?

Warto też zwrócić uwagę na inny nieprzyjemny aspekt tego przepisu. Wielu zawodników drastycznie podniosło swoje wymagania finansowe. Podam nawet przykład. Jeden z byłych już reprezentantów Polski (do lat 21) w ubiegłym sezonie bronił barw klubu Dominet Bank Ekstraligi. Dostawał wówczas 4 tysiące złotych miesięcznie. Kiedy Rada Nadzorcza PLK podjęła decyzję o uchwaleniu ustawy o młodym Polaku (spełnia ten wymóg) jego cena tak wzrosła, że w swoim nowym zespole (również ekstraligowym) będzie zarabiał ponad 10 tysięcy miesięcznie. I to na pewno nie jest spowodowane świetną formą w poprzednim sezonie, ale właśnie tym przepisem. Czy nie lepiej te kilka tysięcy zainwestować w przyszłość polskiego basketu? Na to pytanie niech odpowiedzą sobie sternicy klubów a przede wszystkim Polski Związek Koszykówki.

Źródło artykułu: