Podopieczni Tomasza Araszkiewicza do meczu z Polonią przystępowali jako murowani faworyci. Dość niespodziewanie przegrali jednak pierwsze spotkanie na własnym parkiecie, dopiero następnego dnia udało im się ograć niżej notowanego rywala. Tydzień później rywalizacja przeniosła się do stolicy i znów w premierowym starciu górą był zespół Arkadiusza Miłoszewskiego. Do spotkania numery cztery siedlczanie przystąpili z nożem na gardle, gospodarzy zdołali jednak ograć - doświadczeniem, warunkami fizycznymi i siłą spokoju.
- Przede wszystkim skupiliśmy się na grze - przyznaje w rozmowie ze SportoweFakty.pl Araszkiewicz. Dzień wcześniej on sam i jego zawodnicy mnóstwo sił stracili na bezowocnych dyskusjach z arbitrami, Araszkiewicz raz po raz rzucał ostre uwagi w kierunku stolika sędziowskiego. - Popełnili sporo błędów na naszą niekorzyść, ale to nie oni przegrali sobotnie spotkanie, tylko my - brakiem koncentracji, niepotrzebnymi rozmowami, niską skutecznością i ogólnie przeciętną grą - tłumaczy. - W niedzielę sędziowanie było znakomite i nie mówię tego dlatego, że wygrałem - zaznacza.
- Wszystko leży w głowach - zapewnia trener SKK
Drużyna z Siedlec świetnie wykorzystała swoje atuty, w niedzielę koszykarze SKK zaliczyli aż 38 zbiórek! Rzucali z niezłą, 45-procentową skutecznością, koncertowo na tablicach spisywał się doświadczony Piotr Miś. - Byliśmy skoncentrowani, dobrze zagraliśmy w końcówce. Usiłowaliśmy grać ataki pozycyjne do ostatniej syreny, co przyniosło pożądany efekt. Tak trzeba robić, mając przewagę Misia pod koszem - wyjaśnia. Jego podopieczni aż 19 punktów zdobyli po rzutach drugiej szansy, co przy 7 oczka Polonii jawi się jako element decydujący, mecz zakończył się bowiem wynikiem 70:67.
Przyjezdni w pewnym momencie młodym warszawiakom odskoczyli, prowadzili nawet 42:30. Nagle jednak stanęli i rywale zdołali doprowadzić do remisu. - Polonia to bardzo niebezpieczny zespół, który gdy tylko ma miejsce do rzutu, to trafia - mówi Araszkiewicz. Jego podopieczni, po utracie przewagi, sprawiali wrażenie zrezygnowanych. Wszak dzień wcześniej przegrali w okolicznościach identycznych, także marnując istotne prowadzenie. Tym razem jednak, miast rościć pretensje wobec sędziów, myślami zostali na boisku, co przyniosło pożądany efekt.
Siedlczanie odzyskali przywilej własnego parkietu i decydujące spotkanie rozegrają u siebie. - Forma sportowa jest, jaka jest, to przecież koniec sezonu. Wszystko leży w głowach - przyznaje trener SKK. - Wyjdziemy na parkiet pewni siebie, zarozumiali - w pozytywnym tego słowa znaczeniu - i będziemy walczyć - zapewnia. Z klasy przeciwnika zdaje sobie jednak sprawę. - Wszystko jest kwestią dyspozycji dnia, osobiście mam wielki szacunek do trenera Miłoszewskiego i jego zawodników - mówi, by po chwili kwestię rywala jednak uciąć. - Zawsze lepiej wychodzi, jak analizuje się grę swoją, a nie przeciwnika - kończy.
Piąte spotkanie play-out rozegrane zostanie w najbliższą sobotę o 19:00.