Michał Jankowski: Zawiodłem i porażkę biorę na siebie

Już w sobotę rozstrzygną się losy utrzymania w pierwszej lidze koszykarzy. Na trudny mecz do Siedlec jadą koszykarze Polonii 2011, którzy szansę na zapewnienie sobie ligowego bytu zmarnowali na własnym parkiecie.

- Do meczu przystąpiliśmy niezwykle zmobilizowani, później zaczęliśmy się jednak denerwować - tłumaczy w rozmowie ze SportoweFakty.pl kapitan stołecznego zespołu, Michał Jankowski. Polonia 2011 przegrała czwarty mecz fazy play-out 67:70, zwycięstwo zapewniało podopiecznym Arkadiusza Miłoszewskiego zachowanie ligowego bytu. Dzień wcześniej młodzi Poloniści ograli we własnej hali SKK i to goście musieli grać z nożem na gardle. Nerwy puściły jednak nie im, a warszawskiej młodzieży.

- Kłóciliśmy się, także z mojej inicjatywy i to przyczyniło się do porażki - wyjaśnia Jankowski. 23-latek jest jednym z najstarszych zawodników w stołecznym zespole (sześć miesięcy wcześniej urodził się Adam Linowski), w trakcie meczów momentami przypomina drugiego trenera. Przekazuje kolegom swoje uwagi, mobilizuje, wyznacza boiskowe trendy. Nieustannie nabuzowany energią wprowadza nastrój stosowny do przebiegu wydarzeń - bądź to nakręca będących na fali kolegów, bądź próbuje ich pobudzić i podbudować.

Jankowski w niedzielę zagrał słabo i doskonale zdaje sobie z tego sprawę

- W niedzielę kluczem były nerwy. Nie egzekwowaliśmy tego, co robiliśmy dzień wcześniej - przyznaje rozczarowany, wskazując przede wszystkim na grę doświadczonego Piotra Misia. W sobotnim meczu potężny środkowy prezentował się słabiutko - wykorzystał tylko 5 z 11 rzutów, zaliczył 5 zbiórek. Dzień później za dwa skuteczność miał 69-procentową, piłkę z tablicy ściągnął aż 16 razy. - Same statystyki świadczą o tym, że nie realizowaliśmy podstawowego założenia, jakim było podwajanie Misia i wyłączenie go z gry - ubolewa Jankowski.

Można jednak odnieść wrażenie, że nie tyle słabiej zagrali warszawiacy, co przyjezdni z Siedlec postawili podopiecznym Miłoszewskiego dużo trudniejsze warunki. - Ciężko powiedzieć, to był drugi mecz, dało o sobie znać zmęczenie - przyznaje kapitan Polonii 2011. - Rywale wiedzieli, że muszą zwyciężyć, grali z nożem na gardle. My bardzo chcieliśmy i do sukcesu zabrakło nam niewiele - nie kryje. On sam wielkiego meczu nie rozegrał, rzucił 10 punktów, skuteczność za dwa miał kiepściutką (1/7). - Osobiście odczuwam duży niedosyt. Zawiodłem i porażkę biorę na siebie.

Komentarze (0)