Nie ma sentymentów - rozmowa z Markiem Łukomskim, grającym trenerem Rosy Radom

Koszykarze Rosy Radom, mimo niepowodzenia w play off, premierowy sezon na pierwszoligowych parkietach mogą uznać za udany. Podsumowania rozgrywek dokonał drugi trener, a jednocześnie koszykarz Marek Łukomski. Ponadto opowiedział o planach na przyszłość, swojej niełatwej roli oraz wytypował drużyny, które wywalczą awans do Tauron Basket Ligi.

Patryk Neumann
Patryk Neumann

Patryk Neumann: Koszykarze Rosy Radom rundę zasadniczą zakończyli na trzeciej lokacie. Z play off odpadliście jednak już po dwóch spotkaniach. Jak więc można ocenić pierwszy sezon radomskiego klubu na zapleczu Tauron Basket Ligi?

Marek Łukomski: Jeżeli brać pod uwagę całe rozgrywki, to można je ocenić pozytywnie. Szczerze mówiąc, nie wyszło nam kilka meczów, a najgorzej zagraliśmy w pierwszym pojedynku play off z ŁKS-em łódź. Niestety rywalizacja toczyła się tylko do dwóch zwycięstw i później bardzo ciężko odrobić taką stratę. Obecna formuła rozgrywania spotkań w pierwszej rundzie jest trochę krzywdząca dla zespołów z wyższego miejsca. Pierwszy przegrany mecz od razu stawiał pod ścianą i ciężko było później zawalczyć o awans.

To jednak wy rozpoczynaliście rywalizację w roli faworyta. Czego zabrakło, żeby wyeliminować ŁKS?

- Tak wskazywało na to miejsce w tabeli. Nie popełnialiśmy błędów w sezonie, ale play off to zupełnie inne granie. Widać było, że forma ŁKS-u rosła od dwóch miesięcy. Akurat teraz osiągnęli szczyt formy. Tak jak jednak mówię, w posezonowych rozgrywkach miejsce w tabeli nie ma większego znaczenia.

Czy na przestrzeni całego sezonu jest koszykarz, którego mógłby pan wyróżnić i powiedzieć, że był najlepszym graczem Rosy?

- Staraliśmy się z trenerem Ignatowiczem, żeby wszyscy grali. Jeśli spojrzeć na statystyki, nie mamy zawodnika, który znajdowałby się w czołówce indywidualnych osiągnięć. U nas grał po prostu cały zespół.

W połowie sezonu dokonaliście zmian personalnych. Odszedł Tomasz Wróbel, a pojawili się: Hubert Radke, Paweł Piros i Alan Urbaniak. Z perspektywy czasu były to dobre ruchy?

- Myślę, że potrzebowaliśmy jakiejś zmiany. Okazało się, że może do końca nie były to trafne decyzje, ale gdybyśmy wtedy wiedzieli, że to się tak potoczy, to nie dokonalibyśmy tych zmian. Kto jednak nie ryzykuje, ten nie ma.

Jakie macie plany na kolejny sezon? Jest już koncepcja składu, ewentualnych transferów?

- Jesteśmy po wstępnych rozmowach z działaczami. Jakiekolwiek decyzje zapadną tuż przed świętami lub zaraz po świętach. Mamy przedstawić wizję swojego składu, jak byśmy to widzieli na kolejny sezon. Prezesi mają natomiast wyrazić zgodę, czy odpowiada im nasza wizja i zobaczyć, czy będzie nas stać na zawodników, których byśmy chcieli zakontraktować.

Jako beniaminek byliście rewelacją pierwszoligowych parkietów. Nie obawiacie się jednak drugiego sezonu w tej klasie rozgrywkowej? Przykłady drużyn z Krosna, czy Stargardu Szczecińskiego pokazały, że było trudniej niż po samym awansie do I ligi.

- Rzeczywiście, panuje taka opinia, że drugi sezon jest najcięższy, bo rywale znają zawodników i ich doceniają. Jeżeli przepracujemy solidnie sezon przygotowawczy i będziemy grali swoją koszykówkę, to mam nadzieję, że będziemy wygrywali mecze i będzie dobrze.

W Radomiu tworzy pan duet z równie młodym trenerem, Piotrem Ignatowiczem. Jak układa się ta współpraca?

- Bardzo dobrze, nie mogę narzekać na naszą współpracę. Znam Piotrka jeszcze ze wspólnych występów na parkiecie. Wtedy dobrze się rozumieliśmy i teraz też nie mamy kłopotów w tej materii.

W Rosie ma pan podwójną rolę do spełnienia. Oprócz funkcji drugiego trenera, wspomaga pan czasami zespół na parkiecie. Jak wobec tego traktują pana koszykarze?

- Jeżeli jestem w stroju koszykarskim, zawodnicy mają równe prawa wobec mnie. Mogą czasami mi nawet powiedzieć coś niemiłego. Jeżeli jestem trenerem, to nie ma sentymentów. Jestem nad nimi i muszą wtedy słuchać poleceń. Trzeba po prostu umieć podzielić te funkcje.

Kto zdaniem Marka Łukomskiego awansuje do Tauron Basket Ligi?

- Myślę, że ŁKS Łódź i AZS Politechnika Warszawska.

Jak z perspektywy pierwszoligowca, który za rok, dwa lub trzy chciałby zagrać w TBL, ocenia pan projekt ligi kontraktowej?

- Jeżeli wszystkie punkty byłyby spełnione, to może być dobry układ. Nie wiem jednak jak to do końca będzie wyglądało. Nie zagłębiałem się w ten temat aż tak szczegółowo, bo liczyłem, że może nam się uda i sprawimy niespodziankę w tym sezonie. Teraz trzeba będzie się jednak poważnie nad tym zastanowić.

Jako drugi trener przyjechał pan do Stargardu Szczecińskiego obserwować rywalizację rezerw Rosy walczących o awans do II ligi. Chcielibyście wprowadzić swoje zaplecze na, bądź co bądź, centralny szczebel rozgrywek?

- Chcielibyśmy tego dokonać. Między pierwszą a drugą ligą nie ma aż tak dużej różnicy. To stwarza szansę dla zawodników grających mniej w pierwszym zespole na ogranie się na dość dobrym poziomie w rezerwach. Nie zaczęliśmy tej walki najlepiej, bo od wyraźnej porażki, ale to jest turniej i po prostu trzeba wygrać dwa kolejne mecze.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×