Wygrali bitwę, wojna trwa! - relacja z meczu Trefl Sopot - PGE Turów Zgorzelec

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Koszykarze PGE Turowa wyrównali stan rywalizacji w półfinale play-off Tauron Basket Ligi! Zgodnie z zapowiedziami trenera Jacka Winnickiego, zgorzelczanie zaprezentowali się w czwartym spotkaniu zdecydowanie lepiej niż w poniedziałek, zwłaszcza w ofensywie. Toteż udało im się pokonać w Ergo Arenie ekipę Trefla Sopot 91:82 i odzyskać przewagę parkietu. W serii jest remis 2-2, więc rywalizacja nabiera rumieńców. - <i>Wygraliśmy bitwę, ale wojna wciąż trwa</i> - powiedział trener gości.

- Jestem przekonany, że za dwa dni Turów pokaże inne oblicze - mówił po przegranej w poniedziałek Jacek Winnicki, któremu nie wszyscy dowierzali. Zgorzelczanie zagrali bowiem w Sopocie słabo, bez wyrazu, co zakończyło się wyraźną klęską.

Wystarczyły jednak dwa dni, żeby zielono-czarni faktycznie zaprezentowali się z dobrej strony. Przygraniczny klub zdominował przeciwników, broniąc agresywnie i solidnie, ale przede wszystkim poprawiając skuteczność. - Po poniedziałkowej gładkiej porażce powiedziałem, że jeszcze nie uznaliśmy się w tym półfinale za pokonanych. W tym meczu pokazaliśmy wielki charakter - stwierdził zadowolony Winnicki. Wszak przewaga parkietu ponownie należy do PGE Turowa.

Drużyna Karlisa Muiznieksa na przyzwoitym poziomie grała tylko na początku premierowej odsłony. Sopocianie prowadzili po czterech minutach 8:4, ale na tym właściwie koniec. Szybko do głosu doszli przyjezdni, którzy zaliczyli wyśmienitą serię 12:0. PGE Turów odskoczył i praktycznie do końca meczu był o kilka kroków przed gospodarzami.

Trefl stać było tylko na podrygi. Żółto-czarni czasami ratunku szukali w rzutach z dystansu, które wpadały wystarczająco często, aby kibice i zawodnicy uwierzyli, iż można jeszcze coś wycisnąć z tego meczu. Ale za każdym razem brakowało konsekwencji, mocniejszego naporu. Nie udało się dopaść zgorzelczan i zmusić ich do gry pod presją.

W wolnej, schematycznej koszykówce sopocianie nie potrafili się odnaleźć. Wprawdzie to żadna nowość, ale niespodzianką była kiepska defensywa czwartej ekipy poprzedniego sezonu. Gracze Muiznieksa walczyli bez przekonania, popełniali sporo błędów. Mało widoczni byli wysocy gracze, czyli Dragan Ceranić i Slobodan Ljubotina. Obu wyróżniało szybkie łapanie przewinień.

Chaos organizacyjny Trefla przejawiał się też stratami, których sporo nazbierali w pierwszej połowie. Później niby było już lepiej w tym elemencie, ale nadal postawa sopocian drastycznie odbiegała od ideału. - Źle zaczęliśmy pierwszą kwartę i ten nieudany początek ciągnął się za nami do końca rywalizacji. Zabrakło nam także agresji w podkoszowej walce, którą również przegraliśmy - powiedział Adam Waczyński, mimo wszystko jeden z najpewniejszych punktów trójmiejskiego teamu w tym starciu.

PGE Turów też w tym starciu nie zachwycił, ale zrobił ogromny postęp od poniedziałku. Zagrał z wielką determinacją i to wystarczyło na doprowadzenie do kolejnego remisu w tej serii, chociaż sukces bazował również na ofensywie. Torey Thomas nie był osamotniony. Konrad Wysocki bezproduktywny w trzecim meczu, tym razem dopisał do dorobku aż 19 punktów. Łącznie aż pięciu graczy gości zdobyło co najmniej 10 oczek, a Bartosz Bochno był o krok od tego osiągnięcia.

- Wygraliśmy bitwę, ale wojna wciąż trwa - stwierdził Winnicki.

Trefl Sopot - PGE Turów Zgorzelec

82:91

(14:25, 19:20, 19:16, 30:30)

Trefl: Adam Waczyński 17, Filip Dylewicz 17, Giedrius Gustas 14, Lawrence Kinnard 10, Paweł Kikowski 8, Dragan Ceranić 8, Slobodan Ljubotina 5, Marcin Stefański 3, Lorinza Harrington 0, Paweł Malesa 0.

Turów: Torey Thomas 22, Konrad Wysocki 19, Marko Brkić 15, Daniel Kicker 11, David Jackson 10, Bartosz Bochno 9, Robert Tomaszek 5, Michael Kuebler 0.

Stan rywalizacji 2:2

Źródło artykułu:
Komentarze (0)