Czarno-zieloni krok od finału - relacja z piątego meczu PGE Turów Zgorzelec - Trefl Sopot

PGE Turów Zgorzelec w dramatycznych okolicznościach wygrał z Treflem 78:77. Zgorzelczanie na niewiele ponad minutę przed końcem przegrywali 71:77. Decydujące punkty na dwie sekundy przed końcową syreną zdobył Konrad Wysocki. Zgorzelczanie w rywalizacji prowadzą 3:2 i są krok od finału.

Początek należał do sopocian, którzy wygrywali 7:2. Gospodarze wyszli na parkiet jakby rozkojarzeni, ale w porę opanowali emocje i wrócili do gry. Świetnie spisywał się Torey Thomas, który w ciągu 10 minut zdobył 9 punktów i miał ważny przechwyt. Wtórował mu Robert Tomaszek, który w pierwszej kwarcie zdobył tylko dwa punkty mniej od Thomasa. Pierwszą kwartę czarno-zieloni wygrali 19:18, a w drugiej rzucili się na rywala. Z dystansu m.in. trafili Marko Brkić, Bartosz Bochno i PGE Turów odskoczył w 15. minucie na 13 punktów (36:23). Na parkiecie oba zespoły zdawały sobie ze stawki meczu. W efekcie wybuchu emocji Adam Waczyński spiął się z Konradem Wysockim i omal nie doszło do bójki. Sytuacja została szybko opanowana, a do przerwy było 44:33 dla zgorzelczan.

Mimo prowadzenia swojej drużyny trener Jacek Winnicki miał powody do zmartwień. Cztery przewinienia na swoim koncie miał bowiem Konrad Wysocki. Ten fakt wykorzystali goście, którzy systematycznie zaczęli odrabiać straty. W pewnym momencie zrobiło się tylko 50:47 dla miejscowych. Swój zespół do walki poderwał kapitan PGE Turowa, który musiał wrócić na parkiet. Jak się później okazało został on bohaterem swojej drużyny kiedy w ostatniej akcji dobił rzut Daniela Kickerta i to gospodarze wygrali 78:77. Nieco wcześniej, bo na 1,15 minuty do końca goście wygrywali nawet 77:71 po punktach Filipa Dylewicza. Na 18 sekund do końca gracze Trefla mieli nawet piłkę. Wyrzucona z autu piłka była skierowana do Lorinzy Harringtona. W powietrzu nie doskoczył do niej Torey Thomas, który wpadł pod nogi rywala. Po chwili sędzia odgwizdał graczowi Trefla błąd kroków.

Trefl miał jeszcze okazję odwrócić wynik, ale Paweł Kikowski w dobrej sytuacji nie trafił nawet w obręcz. - Mieliśmy problemy w drugiej kwarcie. Turów grał bardzo dobrze w tej części gry. Po przerwie kontrolowaliśmy przebieg meczu. Mieliśmy ogromne szanse by wygrać ten mecz, ale chyba wszyscy widzieli co się stało w kluczowej akcji - powiedział na pomeczowej konferencji trener sopocian Kairlis Muiznieks. - Tego meczu nie wygrał Turów, ani my go nie przegraliśmy - dodał gracz Trefla Filip Dylewicz.

PGE Turów objął w rywalizacji do czterech zwycięstw 3:2 i jest o krok od finału. - Dziękuję wszystkim swoim graczom za charakter. Walczyliśmy przez pełne 40 minut. Graliśmy z bardzo dobrym zespołem. Mieliśmy przewagę przez trzy kwarty. Później Trefl wrócił do gry i wyszedł na wysokie prowadzenie w końcówce. Walczyliśmy jednak do końca i wyszarpaliśmy to zwycięstwo. W liczbach zbliża się koniec serii. Ale kto zagra w finale jest dalej sprawą otwartą - powiedział trener PGE Turowa Jacek Winnicki.

- Jeszcze nie mogę dojść do tego, że wygraliśmy. Mam na to całą noc. Dziękuję kibicom, że nas wspierali od początku do końca. Teraz jedziemy do Sopotu i będziemy chcieli zakończyć serię - dodał środkowy PGE Turowa Robert Tomaszek. - Prawda jest taka, że gdy kibice wstali w końcówce dodali nam skrzydeł. Jesteśmy im bardzo wdzięczni - zakończył trener PGE Turowa Jacek Winnicki.

Szósty mecz obu zespołów, w Sopocie, w niedzielę o godz. 15. Transmisja w TVP Sport i Radiu Wrocław.

PGE Turów Zgorzelec - Trefl Sopot 78:77 (19:18, 25:15, 16:20, 18:24)

PGE Turów: Thomas 20 (3), Kickert 13 (1), Wysocki 12 (1), Brkić 8 (2), Jackson 8 (1), Tomaszek 7, Bochno 6 (1), Gabiński 2, Zigeranović 2, Kuebler 0.

Trefl: Dylewicz 19 (2), Waczyński 14, Kikowski 10 (2), Ceranić 10, Gustas 8 (1), Harrington 8 (1), Kinnard 6 (2), Ljubotina 2, Stefański 0.

Stan rywalizacji: 3:2 dla PGE Turowa.

Komentarze (0)