Mariusz Matczak: Pleszew także zasługuje na pierwszą ligę

Mariusz Matczak - jeden z bohaterów Sudetów Jelenia Góra, które powróciły do pierwszej ligi, wygrywając piąty mecz finałowy w Pleszewie uważa, że również zespół Open Florentyny zasługuje na grę na zapleczu ekstraklasy.

- Szczęście jest wielkie. Cieszymy się bardzo. Przegrywaliśmy już przecież 0:2, ale wróciliśmy do gry i awansowaliśmy. Pierwszy mecz w Pleszewie przegraliśmy po walce. Drugi mecz, ten kto był widział, jak wyglądał. Dwa kolejne mecze w Jeleniej Górze wygraliśmy konsekwencją i ambicją. Podobnie w Pleszewie, gdzie przecież w piątym meczu przegrywaliśmy w końcówce nawet różnicą 6 punktów. Zagraliśmy jednak do końca swoją koszykówkę, konsekwentnie realizując założenia naszego trenera. Powpadało i mamy taki, a nie inny wynik, który daje nam awans - cieszył się rozgrywający jeleniogórskiego zespołu. Mariusz Matczak potrafił docenić klasę rywala i życzył szczęścia w turnieju barażowym ekipie z Pleszewa. - Przyznam szczerze, że szkoda mi chłopaków z Open Florentyny. Na pewno tej drużynie należy się awans do pierwszej ligi. Trzymam za nich kciuki w barażach - dodał.

Czy sukces wywalczony w hali rywala, gdzie większość stanowili fani gospodarzy, smakuje jeszcze bardziej? - Trudno powiedzieć, czy smakuje szczególnie. Na pewno żal jest kibiców z Pleszewa, którzy wierzyli w sukces swojej drużyny. Nasi kibice z Jeleniej Góry też przyjechali i nie czuliśmy się osamotnieni. Mecz mógł się podobać. Atmosfera na trybunach była bardzo gorąca, doping fantastyczny. Tak jak wspomniałem, liczę, że Pleszew także awansuje do pierwszej ligi. Mając taką publiczność, takie zaplecze organizacyjno - finansowe, ten klub powinien grać w pierwszej lidze - uważa Matczak.

Z kolei klub z Jeleniej Góry do krezusów nawet w drugiej lidze nie należał, a mimo tego udowodnił, że pieniądze to nie wszystko i czasami ambicją i wolą walki można zdziałać cuda. - Trzy lata temu to samo przerabialiśmy, awansując już wówczas do pierwszej ligi. Utrzymaliśmy się w niej za niewielkie pieniądze. Pokazaliśmy, że można tym samym składem grać w pierwszej lidze. Niestety, w następnym sezonie podjęto złe decyzje, co skończyło się degradacją. Myślę, że teraz działacze nie popełnią tego samego błędu. Naszym atutem jest to, że gramy tym składem od kilku lat. Znamy się doskonale. Atmosfera jest wspaniała. W trakcie kilku lat zmieniło się zaledwie kilku graczy. Mnie nie było przez sezon. Cztery lata graliśmy jednak razem, a tego się nie zapomina. Rozumiemy się bez słów na parkiecie - podkreśla koszykarz Sudetów.

Czy w Jeleniej Górze na pierwszoligowych koszykarzy czeka jakaś specjalna feta? - Szczerze mówiąc, nie wiem. Być może władze miasta przygotują dla nas coś wyjątkowego. Naprawdę, jest co świętować. W końcu nie byliśmy faworytem, a powracamy do pierwszej ligi - kończy jeden z bohaterów Sudetów, który w pięciu spotkaniach finałowych rzucił łącznie 78 punktów.

Źródło artykułu: