Sezon 2007/08. PGE Turów doprowadza do wyrównania 3-3 w serii do czterech wygranych. Zgorzelczanom udało się pokonać ówczesny Prokom Trefl w Sopocie. Podopieczni Sasy Filipovskiego decydujące mecz rozgrywali więc przed własną publicznością. Po fantastycznej walce, w której błysnął Milan Gurović (autor 36 punktów), górą okazali się koszykarze z Trójmiasta.
Trzy lata później mamy podobną, choć nieco odwróconą sytuację. To zawodnicy Jacka Winnickiego po piątej odsłonie finałowej byli bliżej mistrzostwa, ale zwieńczyć dzieła im się nie udało. Asseco Prokom zawiesiło poprzeczkę wysoko, w końcówce wykorzystało indolencję zielono-czarnych i wygrało 72:64, przedłuzając nadzieje na kolejny tytuł.
W poniedziałek podopieczni Tomasa Pacesasa staną przed szansą na ósme złoto z rzędu. W polskim sporcie w ostatnim czasie rzadko zdarzały się takie dominacje. W latach 2001-08 AZS Wrocław ośmiokrotnie wygrywał zmagania piłkarek, zaś w latach 1998-2005 bezkonkurencyjne były koszykarki Lotosu Gdynia. Dziewięć razy z rzędu na najwyższym stopniu szczypiornistek stawał Montex Lublin (aktualnie SPR Lublin). Czy dominacja Asseco Prokomu jeszcze potrwa, czy też może dojdzie do detronizacji?
PGE Turów to zaskoczenie obecnych rozgrywek. Przygraniczny klub wykazał się wielkim charakterem, zachodząc tak daleko. Przed rozpoczęciem rozgrywek chyba nikt nie spodziewał się, że gracze Winnickiego dotrą do finału, a co dopiero stoczenie równorzędnej walki z gdynianami. To zasługa świetnej współpracy. Bo choć liderem niekwestionowanym jest Torey Thomas, to pozostali nie mogą się czuć wyrzuceni poza margines.
Obrońcom tytułu w tym sezonie brak wyrazu, wspólnego mianownika. Właściwie przez te wszystkie miesiące trener Pacesas stosował taktykę prób i błędów, co niekiedy kończyło się koszmarnie. Żółto-niebiescy z kretesem odpadli z Euroligi i Zjednoczonej Ligi VTB. Po drodze żegnali się z różnymi zawodnikami. Tymi pierwszego planu, czy też głębokimi rezerwami. Dopiero pod koniec rundy zasadniczej wszystko się ustabilizowało, ale widać, że gdynianom wiele brakuje do gry na miarę swojego potencjału. Tyle tylko, że podobnie jak trzy lata temu w składzie są gwiazdy, które mogą indywidualnie przesądzić o losach meczu. Choćby Qyntel Woods czy Daniel Ewing, a w odwodzie czeka jeszcze Filip Widenow, który świetnie się spisał w szóstej potyczce.
- Musimy szybko o tym meczu zapomnieć i skupić się na kolejnym. Tym razem wygraliśmy, ale mistrzostwa jeszcze nie ma, sprawa jest ciągle otwarta - przyznał po piątkowej konfrontacji Piotr Szczotka.
W ostatnim meczu sezonu 2010/11 Tauron Basket Ligi walki nie zabraknie. Obie ekipy mają chrapkę na zwycięstwo, a w konsekwencji też mistrzostwo Polski. Tyle tylko, że dla Asseco Prokomu porażka oznaczałby klęskę totalną na trzech frontach i koniec dominacji na krajowym podwórku. Natomiast dla PGE Turowa byłoby to spełnienie marzeń, bo sen o mistrzostwie zgorzelczan nie opuścił od lat. Motywacji więc nie brakuje żadnej ze stron.
- W play-off z Basketem i Treflem rozstrzygaliśmy ostatnie mecze na swoją korzyść. Wierzę, że tak samo będzie w poniedziałek w Gdyni i to my sięgniemy po pierwsze w historii klubu złoto - powiedział Bartosz Bochno. - Szampany, które chłodzą się w Zgorzelcu, muszą poczekać jeszcze kilka dni - dodał wówczas.
Kluczowa będzie obrona i, co podkreślają szkoleniowcy oraz zawodnicy od początku serii, walka pod tablicami, gdzie ostatnio nie brakowało ostrych zagrań zawodników obu drużyn. Doświadczenie przemawia wyraźnie na korzyść Asseco Prokomu. Niemniej jednak to nie jedyny argument, który rozstrzygnie do kogo powędruje złoto.
- Zawodnicy obydwu drużyn wiedzą, że nie ma co oszczędzać sił, bo to ostatni mecz. Większe zmęczenie koszykarzy PGE, spowodowane większą liczbą meczów, może jednak w pewnym momencie spotkania w Gdyni dać o sobie znać - powiedział Maciej Zieliński, była gwiazda Śląska Wrocław.
Początek decydującego, siódmego meczu w poniedziałek o godz. 18. Transmisja w TVP Sport.