Podopieczni Toma Thibodeau mogą mieć tylko i wyłącznie pretensje do siebie samych. Przez większość meczu to grający "o życie" Chicago Bulls posiadali inicjatywę. Na niewiele ponad trzy minuty przed końcem na tablicy wyników w hali United Center widniał wynik 77:65 dla miejscowych. Żaden z kibiców Byków nie dopuszczał scenariusza, w którym gospodarze stracą prowadzenie na rzecz rywali. Okazało się jednak, że czarny sen się ziścił.
Sygnał do odrabiania strat dał Dwyane Wade, który trafił trójkę. Przy okazji był faulowany przez Derricka Rose'a. Obrońca Heat nie pomylił się z linii i tym samym zaliczył czteropunktową akcję. Rose próbował odpowiedzieć, ale najpierw spudłował, a później zaliczył stratę. Za każdym razem z tych prezentów korzystali goście z Miami, a konkretnie LeBron James, który w ciągu czterdziestu sekund na swoim koncie zapisał pięć oczek. Wygraną celnymi osobistymi przypieczętował Chris Bosh.
Do dogrywki próbował doprowadzić Rose, ale został zablokowany przez Jamesa, który był najskuteczniejszym zawodnikiem (28 punktów) swojego zespołu. Zdobył 28 punktów. Odpowiednio 21 i 20 oczek zanotowali Wade i Bosh.
Po stronie Bulls najlepszy był Rose, który pojedynek zakończył z dorobkiem 25 punktów. Sporo do życzenia pozostawiała jednak jego skuteczność. Trafił zaledwie 9 rzutów na 29 prób. Słabiej spisali się Joakim Noah i Carlos Boozer, którzy rzucili po pięć oczek.
W finale NBA na Heat czekają już Dallas Mavericks i tym samym dojdzie do rewanżu z 2006 roku.
80:83
(25:21, 20:17, 17:19, 18:26)
Chicago: Derrick Rose 25 (8 as, 5 zb), Luol Deng 18 (7 zb), Ronnie Brewer 10, Carlos Boozer 5 (6 zb), Joakim Noah 5 (8 zb), Keith Bogans 5, Kyle Korver 5, Kurt Thomas 4, C.J. Watson 3, Taj Gibson 0.
Miami: LeBron James 28 (11 zb), Dwyane Wade 21 (6 zb), Chris Bosh 20, Mike Miller 7 (6 zb), Mario Chalmers 4, Joel Anthony 3, Mike Bibby 0, Udonis Haslem 0.
Stan rywalizacji: 4:1 dla Miami