Nie chciałem kończyć kariery - rozmowa z Jarosławem Kalinowskim, nowym koszykarzem Spójni Stargard Szczeciński
Po roku frustrujących doświadczeń w TBL, gdzie Jarosław Kalinowski przez cały sezon nie spędził na parkiecie nawet godziny, wychowanek Zastalu zdecydował się na powrót na pierwszoligowe parkiety. - To nie była trudna decyzja - mówi dla SportoweFakty.pl.
Patryk Neumann
Patryk Neumann: Po roku spędzonym w Tauron Basket Lidze zdecydował się pan na powrót do niższej klasy rozgrywkowej. Była to trudna decyzja?
Jarosław Kalinowski: Nie, to nie była trudna decyzja, ponieważ w poprzednim sezonie większość czasu spędziłem na ławce rezerwowych. Chciałem pograć ze dwa, trzy lata, a nie kończyć karierę. Dlatego zdecydowałem się zejść ligę niżej, żeby móc to spełnić.
Wcześniej pracował pan już z trenerem Tadeuszem Aleksandrowiczem. To on namówił Jarosława Kalinowskiego na grę w Spójni?
- Tak, zadzwonił do mnie i powiedział, że jest taka opcja, żebym grał w Stargardzie. Cieszyłem się z tej propozycji, jak z każdej, którą dostaję. Po krótkim namyśle, zdecydowałem się więc tu zagrać.
Znacie się bardzo dobrze. Nie będzie chyba problemu ze spełnieniem oczekiwań stawianych przez szkoleniowca?
- Wydaje mi się, że wiem, o co trenerowi chodzi. Ja będę starał się tylko to spełniać.
Występy przed stargardzką publicznością powinien pan dobrze wspominać. Zastal zawsze ogrywał Spójnię, a pan był jedną z czołowych postaci aplikując po kilka "trójek" na mecz.
- Świetnie grało mi się w tej hali w barwach Zastalu. Zobaczymy, jak będzie już dla Spójni.
Wspomniał pan o poprzednim sezonie, w którym grał niewiele. Było to frustrujące doświadczenie?
- Na pewno. Szczególnie dlatego, że byłem w domu i chciałem się pokazać przed własną publicznością. W tym sezonie natomiast nie dano mi tej szansy.
Jaką funkcję ma pan więc pełnić w Spójni? Celem będzie miejsce w pierwszej piątce, czy zadowalająca okaże się rola zmiennika dla Tomasza Ochońki i Adama Parzycha?
- Wiadomo, że każdy trenuje, żeby grać jak najwięcej. Ale nie sprawi mi problemu gra w pierwszej piątce, czy jako zmiennik. Wszystko zależy od trenera. Najważniejsze, żebyśmy się dogadywali i drużyna wygrywała.