Gortat to dobry ziom - rozmowa z zawodnikiem Siemaszki Piekary i prowadzącym campy Marcina Gortata, Kacprem Lachowiczem
Zespół spod Krakowa awansował w zeszłym sezonie do II ligi koszykarzy. Jednym z ich wzmocnień jest powrót po rocznej przerwie Kacpra Lachowicza, który ostatni rok spędził w Tarnovii Tarnowo Podgórne. Zawodnik ten opowiedział nam o swojej grze w Tarnowie Podgórnym, campach i współpracy z Marcinem Gortatem, a także o powrocie do Siemaszki.
Stanisław Grabowski
Stanisław Grabowski: Kacper na początek powiedz jak zaczęła się Twoja przygoda z koszykówką, Twoje pierwsze treningi?
Kacper Lachowicz: Moja przygoda z koszykówką rozpoczęła się od dość prozaicznego zdarzenia, mianowicie kupna czapki drużyny Charlotte Hornets, gdy miałem 8 lat. Mój brat w tym samym czasie zaopatrzył się w czapkę Phoenix Suns. Zaczęliśmy więc kibicować tym drużynom i próbować swoich sił na boiskach głównie miasteczka studenckiego. Pierwszy poważny trening, na który się udałem to zajęcia Wisły Kraków w szkole podstawowej nr 113 u trenera Piotra Piecucha. Miałem wtedy bodajże 12 lat.
Masz swojego idola, kogoś na kim wzorowałeś się za dzieciaka?
- Największy wpływ na kształtowanie mojej gry i charakteru miał jako idol Allen Iverson. Gdy byłem nastolatkiem byłem dosłownie Iversonomaniakiem, a tak bardziej lokalnie to będąc dzieckiem byłem oczarowany grą Łukasza Kasperca i Krystyny Szymańskiej-Lary.
Jesteś znany głównie jako prowadzący streetballe, konferansjer czy trener podczas campów koszykarskich. Kacper Lachowicz to taki Piotr Bałtroczyk koszykówki?
- (śmiech)Jeszcze mi daleko do pana Piotra. Staram się dać najwięcej ile mogę od siebie, po prostu być aktywnym i wykorzystywać talenty w jakie zostałem wyposażony. Uważam, że w kwestii promowania koszykówki w Polsce jest jeszcze sporo do zrobienia, a zwykle jeśli widzę, że można coś zrobić lepiej to staram się to wykonać.
Jak to wszystko się zaczęło? Wziąłeś sobie mikrofon od tak, czy ktoś Cię namówił?
- Od najmłodszych lat byłem dość oswojony z mikrofonem czy występami publicznymi. W szkole podstawowej, gimnazjum i liceum pełniłem funkcje przewodniczącego rady uczniowskiej więc prowadzenie wszelkich apeli było moim obowiązkiem. Później, przy okazji bodajże drugiej edycji Gramy Fair Streetball Challenge, zwróciłem uwagę, że potrzeba osoby, która mikrofonowo ogarnie całe towarzystwo. Nie było chętnych więc wziąłem mikrofon i jakoś to poszło.
Jeśli chodzi o streetballe w Polsce Twoim zdaniem największy poziom jest w?
- Bardzo trudne pytanie. W kwestii turniejów koszykówki ulicznej trzeba zaznaczyć, że rozgrywane są głównie turnieje 3 na 3 oraz 5 na 5. Nie zapominając o turniejach 2 na 2 i 4 na 4, plus czasem w charakterze konkursów 1na1. Jeśli chodzi o 3 na 3 to wysoki poziom jest zawsze we Wrocławiu i Krakowie. Jeśli chodzi o grę na dwa kosze to na pewno Warszawa i Wałbrzych. Wiem, że również w Iławie jest bardzo wysoki poziom, jednak nigdy tam jeszcze nie byłem.
Kontynuując tą tematykę w tym roku można powiedzieć, że razem ze swoim znajomym wziąłeś udział w Meczu Gwiazd PLK, jak wrażenia?
- Mecz Gwiazd w Kaliszu, bardzo pozytywnie mnie zaskoczył jeśli chodzi o show. Prezentacja zawodników, czy występy artystyczne były na wysoki poziomie. Jeśli chodzi o grę to gracze poczuli klimat. Mieliśmy kilka zagrań, które sprawiały, że niemal spadałem z mojego krzesła. Oczywiście jako spiker tego meczu musiałem "kontrolować bajerę" ale myślę, że udało mi się dostosować poziomem do boiskowych wydarzeń. Oczywiście bardzo przeżywałem udział Łukasza Biednego w konkursie wsadów, jego zwycięstwo. Bardzo cieszyłem się, że w końcu ktoś zauważył "ulicznych" graczy, których niestety w Polsce traktuje się jak zarazę.
Tegoroczne wakacje minęły chyba pod hasłem Marcin Gortat Camp, w ciągu 11 dni byliście w 8 miastach, duża intensywność i przede wszystkim odpowiedzialność.
- Owszem Marcin Gortat Camp w tym roku był najbardziej intensywnym okresem choć, właściwie odkąd skończyłem sezon w maju, byłem praktycznie non-stop w rozjazdach. Jednak campy to tak wielkie wydarzenie logistyczne, tak intensywny okres, że to trzeba po prostu przeżyć, żeby uświadomić sobie jaki to wysiłek. Oczywiście gdy się robi to co się kocha, to nie ma mowy o narzekaniu, to przede wszystkim dobra zabawa. W tym roku ekipa realizująca campy rozumiała się bez słów. Poza tym możliwość pracowania z Marcinem Gortatem to duże przeżycie i szansa na rozwój swoich umiejętności.
Odpowiedzialność przy pracy w tak wielkim projekcie jest, ale doświadczenie, które przez lata nabywam, pozwala mi bez stresu wykonywać to, co do mnie należy.
Jak to się stało, że miałeś okazję współpracować przy tym projekcie?
- Będąc w 2009 roku na campie w Katowicach jako widz, zwróciłem uwagę, że brakuje osoby, która prowadziłaby cały event, zapowiadała Marcina i tłumaczyła widzom co się dzieje. Oczywiście Marcin starał się dwoić i troić, ale jest ciągle po prostu człowiekiem i kilku rzeczy na raz nie wykona. Wysłałem więc ofertę do fundacji MG13 i od edycji w 2010 prowadzę campy, również odciążając Marcina przy prezentacji większości ćwiczeń.
Tak więc poznałeś bliżej naszego jedynaka w NBA. Jakie wrażenia?
- Marcin jest bardzo "normalny". Przede wszystkim ma ogromną cierpliwość, szczególnie do dziennikarzy, którzy setki razy zadają te same pytania. Podziwiam Go, że pomimo ciągłego zabiegania znajduje czas na trening, oczywiście we własnym zakresie. To dobry ziom.
Jesteś chyba idealną osobą do bycia konferansjerem na meczach reprezentacji, swoją drogą czemu nie współpracowałeś przy projekcie "I believe". Przecież na pewno śledziłeś poczynania naszych młodych koszykarzy?
- Oczywiście gorąco im kibicowałem i nadal kibicuję w Ich rozwoju, mam nadzieję, że uda mi się z Nimi współpracować przy innej mojej aktywności. Mianowicie treningach ball handlingu, które prowadzę z zespołami, jak i indywidualnie z zawodnikami i zawodniczkami w wielu miejscach Polski. Mecze kadry nie tylko koszykarskiej, prowadzi zwykle facet, który robi to bardzo dobrze. Na razie więc nie ma potrzeby szukać innego rozwiązania, którym mógłbym być ja. Co do ME U18 we Wrocławiu to miałem prowadzić rozpoczęcie tej imprezy. Jednak nie byłem w stanie przetransportować się tego samego dnia z Gdyni gdzie kończyliśmy MG Campy do Wrocławia.