Koszykarze Spójni zaprezentowali się swojej publiczności

W sobotnie popołudnie odbyła się prezentacja pierwszoligowej Spójni Stargard Szczeciński. Fani stargardzkiej koszykówki dopiero po raz drugi przed nowym sezonem mieli okazję zobaczyć przebudowaną drużynę na własnym parkiecie. Później doszło do niecodziennego meczu, w którym Spójnia pokonała... Spójnię.

W tym artykule dowiesz się o:

Na parkiecie hali przy Ul. Pierwszej Brygady pojawiły się drużyny trenujące w Spójni. Nie zabrakło, więc wszystkich kategorii wiekowych startujących w ligach zachodniopomorskich oraz najmłodszych, dziesięcioletnich dzieci, które trenują minikoszykówkę. Szczególnie dla tych młodych adeptów niezwykłym doświadczeniem był wspólny występ z członkami pierwszego zespołu. Po przedstawieniu koszykarzy pierwszej drużyny głos zabrał również prezes Spójni, Marek Kisio. - Rozpoczynamy sezon 2011/2012. Życzę wam wszystkim wielu sukcesów: sportowych, życiowych, a przede wszystkim, żeby omijały was kontuzje. Sezon w Spójni Stargard uważam za otwarty - powiedział sternik stargardzkiego klubu.

Właśnie z liczby młodych zawodników najbardziej zadowolony był trener, Tadeusz Aleksandrowicz podkreślając ten fakt po meczu, który rozegrali jego podopieczni. - Najbardziej cieszy mnie ilość grup. Zawsze dobrze jest, gdy w środowisku, w którym pracuję pojawia się dużo dzieci i młodzieży. Gdy zobaczyłem ile drużyn minibasketu, młodzików i kadetów trenuje, to serce rośnie. Ci, co kochają koszykówkę liczą na to, że takie kluby, jak Spójnia Stargard będą dalej rozwijać tą dyscyplinę po przez wychowywanie młodzieży - przyznał w rozmowie z portalem Sportowefakty.pl.

Po prezentacji doszło do niecodziennego meczu. Spójnia podzieliła się na dwie siedmioosobowe drużyny i zagrała wewnętrzny sparing. Biali podejmowali, zatem czerwonych i to oni biorąc pod uwagę skład byli zdecydowanymi faworytami. Drużyna prowadzona przez Tadeusza Aleksandrowicza potwierdziła to w pierwszych dwóch kwartach prowadząc 36:18. Wśród podopiecznych drugiego trenera, Czesława Kurkiańca, najlepiej prezentował się Arkadiusz Soczewski. Problemy ze wstrzeleniem się w kosz miał za to Jarosław Kalinowski, ale gdy już się wstrzelił był nie do zatrzymania. Wychowanek Zastalu Zielona Góra aż ośmiokrotnie w drugich dwudziestu minutach trafiał z za linii 6,75 metra kończąc występ z dorobkiem 32 punktów. To przełożyło się również na lepszy wynik jego drużyny, która zdołała zniwelować potężną stratę i była nawet o krok od zwycięstwa.

Czerwoni prowadzili punktem na kilkanaście sekund przed końcem, lecz faulowany Adam Parzych trafił dwa z trzech rzutów wolnych i to jego zespół mógł cieszyć się z symbolicznego zwycięstwa. - Nastawiliśmy się na grę w ataku. Nie było twardej obrony i determinacji. Brakowało potrzebnych zmian, bo graliśmy po siedmiu koszykarzy. Przeprowadzaliśmy dość szybkie akcje. Oddaliśmy dużo niecelnych rzutów. Mam nadzieję, że w normalnym meczu się to poprawi. Gry wewnętrzne mają swoją specyfikę. Głównie chodziło, żeby pobiegali godzinę i zagrali zamiast treningu - podsumował popołudnie w wykonaniu swoich podopiecznych Aleksandrowicz.

Sobotnia gra poza kilkoma szczegółami niewiele różniła się od pracy wykonywanej na codziennych treningach. - Na treningach są zadane tematy do zrealizowania i nie ma sędziów - wyjaśnił Aleksandrowicz.

Biali - Czerwoni 76:75 (17:7, 19:11, 18:30, 22:27)

Biali: Parzych 18, Dylik 12, Ochońko 12, Grudziński 10, Kasprzak 9, Pabian 9, Wróblewski 6.

Czerwoni: Kalinowski 32, Soczewski 16, Stępień 10, Wójcik 8, Witkowski 4, Ważny 3, Ulchurski 2.

Źródło artykułu: