Wrócę, by walczyć - rozmowa z Magdaleną Leciejewską, zawodniczką Wisły Can-Pack Kraków

Ostatnie miesiące w życiu Magdy Leciejewskiej łatwe nie były. Kontuzja uniemożliwiła jej, bowiem występ zarówno na Mistrzostwach Europy, jak i w początkowej fazie sezonu. Teraz jednak, zawodniczka drużyny mistrza Polski wychodzi na prostą, a portalowi SportoweFakty opowiada o przebytych i nadziejach na nadchodzące tygodnie.

Adam Popek
Adam Popek

Adam Popek: Na początku zapytam o to co najważniejsze, czyli zdrowie. Widzę, że powoli dochodzisz do coraz większej sprawności, jesteś razem z zespołem, więc jest chyba zauważalna poprawa?

Magdalena Leciejewska: Tak, to prawda. Po długim czasie pauzy lekarz pozwolił mi rozpocząć z drużyną lekkie treningi, co jest dla mnie bardzo ważne. Oczywiście nie ruszam się bez mojego rusztowania, to znaczy stabilizatora na kolano, bo jest jeszcze za wcześnie by zaaplikować pełne obciążenia, ale próbuję wykonywać pojedyncze ćwiczenia czy biegać bez przeciwnika, po to, żeby nie odsunąć się tak całkiem od elementów typowo koszykarskich. Biorąc pod uwagę ostatni czas to i tak spory krok w przód, więc myślę, że wraz z kolejnymi dniami będzie coraz lepiej. Staram się też możliwie jak najwięcej przebywać z samym zespołem, bo w końcu to razem z nim na co dzień funkcjonuję. Wiadomo, że wobec mojej kontuzji wiele rzeczy nie zrobię, bo dziewczyny w tym momencie dochodzą do pełni formy, a ja dopiero walczę o powrót na parkiet, ale dobre i to. Mam świadomość natomiast, że już po całkowitym wyleczeniu nie będę miała wiele czasu na to, by wkomponować się do całego kolektywu. Sezon będzie trwał w najlepsze i trudno, żeby w tym okresie znaleźć jakieś większe przestoje, które można by wykorzystać właśnie w tym celu. Jednakże staram się spokojnie do tego podchodzić i myślę przede wszystkim o tym, że już w ciągu najbliższych kilku tygodni wrócę do gry. Zresztą nic nie stoi temu na przeszkodzie, bo wewnątrz kolana wszystko się już zagoiło i teraz muszę jeszcze odbudować mięśnie, by były tak silne, jak te w zdrowej nodze.

Ciężko pogodzić się ze świadomością, że w momencie gdy pozostałe zawodniczki normalnie trenują, Ty musisz poświęcić się żmudnym ćwiczeniom na siłowni?

- Fakt, w ostatnim czasie siłownia to mój bardzo bliski przyjaciel, któremu poświęcam mnóstwo czasu. Aczkolwiek nie ukrywam, że przychodząc tu na treningi boli mnie to, że koleżanki normalnie grają w basket, coraz lepiej rozumieją się na parkiecie, a ja nie mogę do nich dołączyć. Dlatego też, jeśli tylko mam okazję to staram się w czasie zajęć wymknąć gdzieś na siłownie, czy pójść pobiegać, bo niemoc jest okrutnym uczuciem. Sytuacja jest jaka jest i robię wszystko, by ten czas jakoś sobie zagospodarować. Zajmując się czymś innym przynajmniej nie myślę o tęsknocie za koszykówką. Muszę przyznać jednak, że miło jest widzieć jak zespół czyni kolejne postępy i jest coraz bardziej zgrany, bo w kontekście rywalizacji o punkty napawa to optymizmem.

Ta kontuzja to dla Ciebie taka szkoła życia, bo kosztowała Cie ona wiele wyrzeczeń. Mam na myśli choćby czerwcowe Mistrzostwa Europy i początek obecnego sezonu.

- Na pewno ten czas nie był i nie jest dla mnie łatwy. Żal jest tym większy, że urazu nabawiłam się dwa dni przed meczami finałowymi w minionej edycji rozgrywek, więc również ten etap mnie ominął. Później zresztą wcale nie było łatwiej, bo EuroBasket to była wielka impreza, która przecież tym razem odbywała się w naszym kraju, a ja jedyne co mogłam robić, to podziwiać mecze z trybun i wspierać koleżanki z reprezentacji. Poza tym, odnosząc się do chwili obecnej, jeszcze nigdy nie zdarzyło się tak, że pauzowałam na starcie sezonu, więc to jest dla mnie pewna nowość. Czasu jednak się już nie cofnie, a ja podchodzę do tego, jak do nowego życiowego doświadczenia i żyję świadomością, że w perspektywie kilku tygodni dołączę w końcu na dobre do zespołu oraz pojawię się na boisku.

A nie obawiasz się tego powrotu? Pierwsze dni na pewno nie będą łatwe choćby z tego względu, że pozostałe dziewczyny są już na zupełnie innym etapie przygotowania fizycznego, a Ty tą formę będziesz musiała tak naprawdę dopiero budować.

- Nie myślę w takich kategoriach. Oczywiście doskonale sobie z tego faktu zdaję sprawę i myślę, że cały sztab szkoleniowy również, ale mój powrót to nie jest zadanie niemożliwe do wykonania. Jestem świadoma, że od początku będę musiała ostro walczyć o swoje miejsce w składzie i na nowo udowodnić, że ono mi się należy. Są przecież zawodniczki, które już od sierpnia ciężko pracują na swoją szansę, więc łatwo mieć na pewno nie będę. Niemniej jednak obiecuję, że zrobię wszystko, by znaleźć swoje miejsce w tym kolektywie, zaistnieć w nim i w konsekwencji dostać parę minut do gry. Moim zadaniem na najbliższy okres jest zdobyć ponownie zaufanie trenera i pokazać, że jeszcze absolutnie się nie poddałam.

Pod koszem jednak czeka Cię spora konkurencja o miejsce w składzie.

- To prawda i w związku z tym na pewno nie będzie łatwo, ale przecież ja na wstępie nie odpuszczę. Wiadomo, że powrót po takiej kontuzji jest ciężki, bo gdzieś w głowie cały czas jest świadomość przebytego urazu i naturalny lęk przed nim, ale przy wsparciu innych osób liczę, że dam sobie z tym radę. Znam swoją wartość i wcale nie widzę się na straconej pozycji.

Przez ostatnie tygodnie obserwujesz poczynania Wiślaczek z boku, więc chyba możesz ocenić reprezentowany przez nie poziom na podstawie turniejów towarzyskich czy pierwszych meczów ligowych?

- Jeżeli chodzi o sparingi to nie można wyciągać daleko idących wniosków. Takie spotkania mają zupełnie inny wydźwięk i służą przede wszystkim doskonaleniu różnych elementów. U nas w zespole było akurat tak, że w tym czasie zawodniczki dopiero się wzajemnie poznawały, uczyły wspólnej gry, więc na pewno jako drużyna nie pokazały pełni swojej wartości. Zresztą trudno żeby tak było, skoro dopiero w ostatnich dniach dołączyły dwie czołowe koszykarki, Nicole Powell i Ewelina Kobryn, które ani razu nie wspomogły zespołu w przedsezonowych pojedynkach. One tak naprawdę teraz zaczynają na dobre funkcjonować w Wiśle, więc ta wartość całego teamu na pewno pójdzie jeszcze w górę. Tym bardziej, że pod koniec tygodnia ma dołączyć jeszcze Erin Phillips, kolejne nasze wzmocnienie. Poza tym nie można zapominać o fakcie, że przed sezonem wymieniona została właściwie połowa zespołu, który kończył minione rozgrywki. Nawet teraz obserwując treningi można zobaczyć jeszcze pewne niedociągnięcia. W takiej sytuacji trzeba jasno powiedzieć, że drużyna potrzebuje czasu na to, by dojść wspólnie do pełni formy i to co zaprezentowałyśmy do tej pory z pewnością nie jest naszym apogeum. Aczkolwiek, widząc jakie mamy aspiracje jestem przekonana, że stworzymy naprawdę dobry kolektyw i nie będzie już między nami żadnych kłopotów ze wzajemnym zrozumieniem gry. Mam zatem nadzieję, że zdołamy powtórzyć sukcesy z poprzedniego sezonu.

Wydaje się, że Waszym atutem jest też dobra atmosfera w zespole, co wobec faktu przyjścia wielu nowych zawodniczek, o którym wspomniałaś jest nieco zaskakujące.

- W pewien sposób na pewno. To może tylko cieszyć, bo wiadomo, że przyjazny klimat oraz ta dobra atmosfera wewnątrz zespołu są niezwykle ważne i często mają przełożenie na osiągane wyniki. My nie jesteśmy związane ze sobą jedynie w czasie treningu czy meczu. Dbamy o wzajemne relacje, wychodzimy razem na obiad, kolację, spędzamy ze sobą sporo czasu dzięki czemu łatwo jest nam wspólnie pokonywać pewne bariery. A nie da się ukryć, że to wiele znaczy.

Czyli można powiedzieć, że nic nie stoi na przeszkodzie, by i ten sezon był dla Białej Gwiazdy był naznaczony sukcesami.

- Ja na pewno na to liczę i wierzę, że Wisła zatrzyma nie tylko tytuł mistrza Polski, ale też skutecznie powalczy w Eurolidze.

Z Magdaleną Leciejewską w składzie?

- No ja mam nadzieję!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×