Lider I ligi bez szumnych aspiracji

Spójnia Stargard Szczeciński od efektownej wygranej w Krośnie rozpoczęła kolejny sezon na pierwszoligowych parkietach. Nastroje studzi jednak prezes stargardzkiego klubu, który nie stawia w tym roku przed zespołem prowadzonym przez Tadeusza Aleksandrowicza konkretnych celów.

Patryk Neumann
Patryk Neumann

- Tym razem zupełnie inaczej określiliśmy cel. Chcemy wygrać jak najwięcej spotkań i pragniemy, żeby kibice mieli jak największą radość z tych zwycięstw. Jeżeli to się spełni, to wyniki na pewno będą dobre i wszystkich zadowolą - uważa prezes Spójni, Marek Kisio. To inne postawienie sprawy niż w minionych sezonach, w których jednym z założeń była lokata w pierwszej czwórce. Zarówno dwa lata temu, kiedy Spójnia rozpoczęła tak samo dobrze jak teraz, jak i rok później, gdy start był fatalny nie udało się zrealizować tych założeń. Teraz stargardzianie muszą skupić się na każdym kolejnym spotkaniu. A test ich formy już w sobotę, czyli pojedynek z faworyzowaną Rosą Radom. - Każdy z nas chciałby mieć ekstraklasę. Myślę, że w przyszłości tak będzie. Żeby się tam znaleźć trzeba spełnić uwarunkowania w trzech kategoriach: organizacyjnej, sportowej i najważniejszej, czyli finansowej - ocenia prezes Spójni.

Marek Kisio, który we wtorek został wybrany na kolejną kadencję ocenił też krótko każde z trzech wspomnianych kryteriów. - Mając tak długie, ponad 60-letnie doświadczenie myślę, że stoimy na wysokim poziomie, jeśli chodzi o organizacje szkolenia, meczów, czy wyjazdów. Wynik sportowy w pewnym sensie ma też uwarunkowania finansowe. Jest to system naczyń połączonych. W tej chwili posiadamy optymalny skład, bez wielkiego gwiazdorstwa, który mam nadzieję osiągnie bardzo dobre rezultaty.

Największą barierą są na razie finanse. Aby grać w Tauron Basket Lidze potrzeba kwoty w wysokości trzech milionów złotych. Obecnie wpływy Spójni są trzy razy mniejsze. - Sprawy finansowe są naprawdę trudne, szczególnie w dobie szalejącego kryzysu - przyznał sternik stargardzkiego klubu. - Wszelkie ustawy nie pomagają, a czasami nawet przeszkadzają. Jeśli chodzi o czysty sponsoring to jest, co raz mniej firm, bo nie ma uwarunkowań prawnych, które by dawały jakieś ulgi. Sponsorzy muszą dawać z własnych zysków nie mając z tego powodu nic - dodał.

Niewykluczone jednak, że przed zasłużonym klubem lepsza przyszłość, o co będzie się starał nowo wybrany zarząd. - Mimo, że w tym roku sporo mniejszych firm się wycofało argumentując to własnymi problemami finansowymi, to nie zaniechujemy dalszych poszukiwań. Te prace są na prawdę ciężkie, ale mocno zaawansowane. Nie mogę mówić, z kim konkretnie rozmawiamy, bo obowiązuje tajemnica handlowa. To długi proces, bo firmy, które chciałyby wejść w sponsoring mają swoje jednostki badawcze. Dopiero po jakimś czasie dokładnej analizy firma może się zdecydować na sponsoring - zakończył Kisio.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×