Michał Fałkowski: Przegrana z Kotwicą Kołobrzeg bolała podwójnie. Nie dość, że przegraliście w samej końcówce, to jeszcze zagrałeś bardzo przeciętne spotkanie...
J.J. Montgomery: Osobiście czułem się po tym spotkaniu tak, jakbym meczem z Kotwicą zawiódł mój zespół, ponieważ nie byłem tak agresywny i skoncentrowany jak przeciwko Polpharmie. Coś się we mnie zacięło. Komputery przechodzą na dany tryb pracy jeśli się wciśnie się odpowiedni guzik i chyba ktoś zapomniał włączyć mi tryb ataku przed tym spotkaniem. Nie byłem zaangażowany w grę na tyle, na ile mógłbym.
Czym objawiał się podczas spotkania ten brak agresywności?
- Najwięcej błędów popełniłem w ustawianiu się na parkiecie. Gdybym był bardziej ruchliwy i bardziej zaangażowany, wówczas mój wkład w mecz byłby zupełnie inny i kto wie, czy tego spotkania nie udałoby się zakończyć innym rezultatem. Ponadto defensorzy Kotwicy przyjęli taką taktykę, że odpuszczali mnie na dystansie bym jak najwięcej rzucał z daleka, a jak najmniej penetrował. Nie wykorzystałem tego niestety i nie wykreowałem gry dla moich kolegów.
A w obronie? W obronie było chyba zdecydowanie lepiej?
- No fakt, w obronie było zdecydowanie lepiej. Trener oddelegował mnie do krycia Jessiego Sappa i Reginalda Holmesa i uważam, że z tego zadania wywiązałem się poprawnie. Kiedy ich kryłem, nie zdobywali wielu punktów i byli mnie przydatni dla zespołu. Oczywiście nie obyło się bez błędów i nadal wiem, że stać mnie na lepszą postawę w defensywie, ale generalnie moją zmorą w tym meczu był atak.
A może twoja słabsza postawa w defensywie wynikała z tego, że Kotwica zagrała w tym spotkaniu bardzo efektywnie w obronie? Sam przyznałeś, że wobec ciebie przyjęła specjalną taktykę...
- Przede wszystkim nie zamierzam usprawiedliwiać się w żaden sposób, ale uważam jednocześnie, że koszykarze Kotwicy nie zrobili nic specjalnego by mnie zatrzymać. To wszystko wzięło się z moich błędów i mojego nastawienia. Powiedziałem już, że nie byłem zbyt agresywny w tym meczu i od tego stwierdzenia nie uciekam. Wiem, że zwłaszcza w meczach wyjazdowych muszę dawać z siebie zdecydowanie więcej. Mam taką zasadę, że gdy broni mnie niższy zawodnik, wówczas przede wszystkim wykorzystuję swoją siłę by grać bliżej kosza, bo dzięki temu zdobywam łatwe punkty. Kiedy zaś kryje mnie wyższy gracz, wówczas staram się więcej biegać i kreować miejsce do gry na swoich partnerów. Przeciwko Kotwicy tego nie zrobiłem i biję się w pierś!
Kolejnym aspektem tamtego spotkania jest to, że w wcześniej zdobyłeś aż 37 punktów przeciwko Polpharmie Starogard Gdański i wszyscy liczyli, że jeśli nie powtórzysz tego przeciwko Kotwicy, to chociaż ponownie będziesz liderem ekipy w ataku...
- Chciałbym by kibice pamiętali, że ja nie będę zdobywał w każdym meczu po 37 punktów, tak jak to było przeciwko Polpharmie. W tamtym meczu wszystko ułożyło się tak, że mogłem to zrobić, ale nie da się rzucać tak w każdym meczu. Polska liga to naprawdę wymagające rozgrywki, a nie jakaś amatorka. Ponadto w Koszalinie mam obok siebie świetnych koszykarzy jak George Reese, Rafał Bigus, Igor Milicić i grzechem byłoby nie wykorzystywać ich potencjału. A przecież to tylko trójka, a jest jeszcze np. Marshall Strickland, który na razie może nie prezentuje tego co potrafi, ale jestem pewien, że niedługo włączy się w grę w ataku w bardzo mocnym stopniu. OK, przeciwko Polpharmie to był mój wieczór, ale nie zamierzam uzurpować sobie prawa do zdobywania kilkudziesięciu punktów w każdym meczu. Wolałbym rzucać mniej i wygrywać każdy ligowy pojedynek.
Ostatnie pytanie odnośnie wtorkowego spotkania. Wasze problemy zaczęły się już w pierwszej kwarcie, która Kotwica wygrała 21:11. W całym meczu rzuciliście natomiast tylko 64 oczka. To bardzo niewiele jak na drużynę z tak dużym potencjałem w ataku...
- Nie zaczęliśmy tego meczu z Kotwicą dobrze. Na początku odpaliliśmy kilka jakichś takich dzikich rzutów, oni nam odskoczyli, a my się zablokowaliśmy. Ponadto praktycznie w ogóle nie wykorzystywaliśmy naszych podkoszowych graczy. Dlatego w kolejnym spotkaniu, przeciwko PBG Basketowi Poznań, nie może do tego dopuścić. Koniecznie jest byśmy płynnie weszli w mecz i nie popełniali głupich strat. A jeśli już jest miejsce do rzutu, to trzeba go trafić. Oczywiście, nie wszystkie próby wpadną do kosza, ale musimy wykorzystywać te okazje, które mamy.
Kolejnym waszym rywalem będzie PBG Basket Poznań, który po prawdzie gra tylko sześcioma-siedmioma zawodnikami. Może dobrym rozwiązaniem byłoby nieustanne przyspieszanie akcji. W czwartej kwarcie poznaniacy, biorąc pod uwagę, że to jest dopiero początek sezonu, na pewno mieliby problemy kondycyjne. Jak sądzisz?
- Myślę, że nie będziemy za wszelką cenę przyśpieszać gry tylko dlatego, że w ekipie z Poznania trener korzysta raptem z sześciu-siedmiu graczy. Sądzę, że bardziej musimy skoncentrować się na tym, by po prostu kontrolować naszą ofensywę i nie dać się ponieść emocjom. Ponadto, w naszym zespole mamy takich rozgrywających, którzy przede wszystkim grają mądrze i rozważnie, a nie spieszą się ze zdobyciem punktów. Oczywiście, kiedy jest możliwość gramy z kontry, bo to najłatwiejsze punkty, ale nie forsujemy tego. Przeciwko poznaniakom zagramy po prostu koszykówkę autorstwa AZS Koszalin i zaprezentujemy to, nad czym pracujemy od kilku dni na treningach.
Co będzie kluczowe dla rozstrzygnięcia losów sobotniego spotkania? Który element zaważy na końcowym rezultacie?
- Myślę, że nie musimy skupiać się zbytnio na ataku. Przede wszystkim musimy mieć dobre podejście do defensywy, bo jeśli będziemy agresywni w obronie, będziemy zastawiać tablicę i pomagać sobie przy grze jeden na jednego, to wówczas nie ma sensu martwić się o atak, bo ten przyjdzie sam. Oczywiście pojedyncze błędy na pewno się zdarzą, ale chodzi o to byśmy zmniejszyli je do absolutnego minimum. Każda strata mniej to jeden atak więcej, a punkty ma kto u nas zdobywać. Jak to się przywykło mówić: "atakiem wygrywa się mecze, obroną - mistrzostwa".
PBG Basket Poznań przegrał dwa mecze, na papierze ma jeden z najsłabszych składów w lidze... Często przy takich meczach powstają problemy z odpowiednim przygotowaniem, zwłaszcza mentalnym. Co musicie zrobić by tego uniknąć?
- Każdy mecz musimy traktować tak, jakbyśmy grali z rywalem z najwyższej półki. Wiem, że to banał mówić, że nikogo nie wolno lekceważyć, ale rzeczywiście tak jest. W swojej karierze rozegrałem wiele spotkań gdy zarówno my nie podchodziliśmy do meczu na sto procent, jak i rywale. I zawsze wygrywał ten, który traktował mecz jak walkę na śmierć i życie. Poza tym, przeciwko ekipom takim, jak PBG zawsze gra się bardzo ciężko, bo one nie mają nic do stracenia. To faworyt musi martwić się o to, żeby nie spaść z wysokiego konia. PBG nie wygląda może dobrze na papierze, ale przecież nie w nazwiskach tkwi siła. My na pewno podejdziemy do tego starcia skoncentrowani na więcej niż sto procent. Nasz trener naprawdę dwoi się i troi po ostatniej porażce, by teraz dobrze przygotować nas do sobotniego występu, więc musimy się mu odwdzięczyć na parkiecie.
W jakim stopniu będzie ważne to, że po porażce z Kotwicą, teraz zagracie przed własną publicznością we własnej hali?
- Czasami we własnej hali gra się łatwiej, a czasami fani chcą tak mocno zwycięstwa, że wywołują presję i wtedy gra się trudniej. Cóż, taki jest sport, a ja nie umiałbym wyobrazić sobie meczów bez kibiców, a zwłaszcza bez kibiców AZS. Zdaję sobie sprawę, że zadajesz pytania stricte do meczów, ale pozwól bym na koniec coś dodał od siebie - chciałbym podziękować zarządowi i trenerom AZS, że sprawili, że znowu gram w Polsce. Odkąd tylko wyjechałem z waszego kraju, zawsze chciałem tu wrócić właśnie ze względu na tę niepowtarzalną atmosferę na trybunach. Teraz staram się odpłacić zaufanie kibiców na parkiecie.