Chris Burgess: Dopiero mecz z Anwilem pokaże na co nas naprawdę stać

Chris Burgess póki co w niczym nie przypomina tego koszykarza, którym był w zeszłym sezonie w Zastalu Zielona Góra. Rok temu skuteczny zarówno pod koszem, jak i na dystansie, grając obecnie dla Trefla Sopot przegrywa walkę o minuty z Johnem Turkiem. Amerykanin liczy jednak, że w sobotnim meczu przeciwko Anwilowi Włocławek karta odmieni się na jego korzyść.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Gdy Chris Burgess podpisywał kontrakt z Treflem Sopot, kibice czwartej ekipy Tauron Basket Ligi poprzedniego sezonu prześcigali się w komentarzach pełnych zachwytu. Bo choć Amerykaninowi trzeba słono płacić za roczny kontrakt, to jednak jego walory sportowe rekompensują znaczne obciążenie klubowego budżetu. Tymczasem już w grach sparingowych Burgess wyglądał na nieco przygaszonego, a pierwsze dwa mecze ligowe dobitnie udowodniły stawianą wcześniej tezę - 32-letni center jest kompletnie bez formy.

Trefl rozegrał do tej pory dwie ligowe potyczki i dwukrotnie pokonał swoich rywali: AZS Politechnikę Warszawską i ŁKS Łódź. Burgess niestety nie należał do wyróżniających się koszykarzy. W obu meczach zdobył w sumie dwa punkty, miał cztery zbiórki, trzy przechwyty, asystę i aż pięć fauli. - Pytanie o moją formę jest bardzo na miejscu, ale niestety nie mam na nie sprecyzowanej odpowiedzi. Cały czas ciężko trenuję i wierzę w siebie, a na parkiecie cały czas staram się robić wszystkie te rzeczy, które zazwyczaj mi wychodzą. Nie zdobywam wielu punktów, ale pomagam na tyle, na ile mogę - tłumaczy środkowy sopocian.

Burgess liczy na przełamanie, które szybciej lub później musi nastąpić. Nikt nie wyobraża sobie przecież, że gracz, który w zeszłym roku swoimi średnimi ocierał się o double-double (13,6 punktu i 9,4 zbiórki), w obecnych rozgrywkach miałby być dopiero ostatnią postacią rotacji. - Liczę na przełamanie już z Anwilem, ale jak to będzie - zobaczymy - mówi Amerykanin, który w sobotę w Hali Mistrzów będzie starał się udowodnić swoją przydatność w walce z Corlseyem Edwardsem, którego zna od wielu lat.

- Corsley to bardzo dobry center, który doświadczeniem mógłby obdzielić kilku centrów w tej lidze. Anwil powinien kierować jak najwięcej piłek do niego, bo on, jeśli nie zdobędzie punktów, to na pewno wymusi faul i po chwili stanie na linii rzutów wolnych. Myślę, że w sobotę mnie i Johna Turka czeka bardzo trudne zadanie, dlatego na chwilę obecną staramy się oglądać jak najwięcej akcji z jego udziałem, by dobrze przygotować się do tego pojedynku. Myślę jednak, że kluczowe będzie uniemożliwienie mu wymuszania na nas fauli. Musimy naprawdę nieźle poruszać się na parkiecie - wyjaśnia swoje przedmeczowe założenia center Trefla.

I choć na rywalizacji obu wysokich graczy będzie skupiona uwaga koszykarskich ekspertów (wszak Edwards, choć gra nieźle w ataku, również nie prezentuje się najlepiej), to jednak zdecydowana większość kibiców w Hali Mistrzów przyjdzie na mecz po to, by zobaczyć, czy Anwil otrząsnął się po ostatniej porażce z ŁKS Łódź oraz czy Trefl jest rzeczywiście tak silny, jak się o nim mówi. - Nawet jeśli wygraliśmy dwa ostatnie mecze, nadal czujemy, że dopiero spotkanie z Anwilem pokaże nasze silne strony i wskaże nam miejsce w szeregu. Oni w swojej hali grają bardzo skutecznie, bo pomaga im tłum oddanych kibiców. Dlatego czeka nam bardzo ważny mecz, który po prostu musimy wygrać. Dodatkowo, to będzie starcie z pogranicza play-off, bo spotkają się dwie uznane marki o bardzo dużym potencjale - charakteryzuje sobotni mecz Burgess.

Co ciekawe, większość ekspertów, a także fanów, uważa, że to spotkanie rozstrzygnie się zwycięstwem gości. Po pierwsze, koszykarze Karlisa Muiznieksa mają patent jak wygrywać we Włocławku (nie przegrali tutaj w czterech ostatnich starciach), a po drugie - na chwilę obecną wydaje się, że oba zespoły dzieli przepaść poziomów. Wszak Anwil przegrał z ŁKS 71:89, a trzy dni później Trefl łatwo pokonał beniaminka 87:65. Inne zdanie ma jednak Burgess. - To, że Anwil podejdzie do meczu z nami po zaskakującej przegranej nie zadziała na naszą korzyść. Oni poznali już smak goryczy, więc nie będą chcieli dopuścić by takie samo uczucie towarzyszyło im po meczu w ich hali. Dlatego będą głodni zwycięstwa. Ponadto, nie sądzę, że u nich w zespole jest jakiś kryzys. Nie wierzę w to.

Kilka tygodni temu Trefl pokonał Anwilem w ramach towarzyskiego Kasztelan Basketball Cup 83:79. Amerykański środkowy przyjezdnych nie chce jednak wdać się w rozmowę na temat ewentualnego rozstrzygnięcia najbliższego spotkania. - Nasz zespół gra obecnie świetną koszykówkę - nie ma dwóch zdań - więc stać nas na wygraną. Mamy w składzie odpowiednich koszykarzy, którzy mogą trafiać, zbierać i bronić. Dodatkowo w zespole jest także grono świetnych Polaków, więc nie mamy problemu z rotacją. Wygrana przed sezonem zawsze pomaga, ponieważ buduje mentalność zwycięzcy zarówno na treningach, w szatni, jak i podczas meczów, ale to jest mecz ligowy i zupełnie inna rzeczywistość - kończy swoja wypowiedź 32-letni gracz.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×