Michał Fałkowski: Ciężko ogląda się kolegów z ławki?
Seid Hajrić: Bardzo ciężko. Powoli staje się to nie do zniesienia.
Kiedy zatem wraca pan do treningów?
- Teraz w środę będę miał robione kontrolne USG i liczę, że jeśli wszystko będzie w porządku, będę mógł wrócić do treningów już w czwartek.
A powrót na parkiet?
- Tak, jak mówię: jeśli lekarze orzekną w środę, że z mięśniem mojego uda jest już wszystko w porządku, to mam nadzieję, że będę już w składzie zespołu podczas czwartkowego meczu ze Śląskiem Wrocław. Prawdopodobnie nie wyjdę jeszcze na parkiet, ale w składzie być może się pojawię.
Brakuje pana pod koszem? Drużyna radzi sobie bez pana bardzo dobrze, ale chyba czasami przydałby się czwarty wysoki gracz w rotacji...
- Myślę, że chłopaki świetnie sobie dają radę bez mnie. Trener ma co prawda nieco trudniejszą rotację, bo porusza się właściwie tylko między trzema zawodnikami, ale rywale na razie tego nie wykorzystują, więc większego problemu nie ma. Chłopaki wykonują swoją robotę bardzo dobrze.
Pana minuty otrzymuje Wojciech Glabas, który z meczu na mecz prezentuje się coraz lepiej, a przeciwko PBG Basketowi Poznań rozegrał najlepsze spotkanie w karierze w ekstraklasie.
- No tak, Wojtek zagrał bardzo dobrze, widać, że cały czas się rozwija. Mam nadzieję, że tę formę utrzyma przez dłuższy czas i ta, nazwijmy to, "sława" po spotkaniu z PBG Basketem nie spowoduje, że przestanie pracować. Bardzo ważny będzie dla niego kolejny mecz, w którym będzie musiał pokazać, że potrafi grać na wysokim poziomie nie tylko w jednym pojedynku. Oczywiście będę mu kibicował.
A pan nie boi się, że kontuzja mięśnia spowoduje, że pańska kapitalna forma z okresu przygotowawczego i początku sezonu gdzieś zniknie?
- Nie, ja bardzo mocno wierzę w siebie i wiem, że pomimo kontuzji cały czas jestem w dobrej formie. Jedyne czego się boję to, że gdy wrócę mogę mieć problemy z kondycją, ale jeśli chodzi o trafianie do kosza, atletyzm, walkę o zbiórki, to proszę przekazać kibicom, że nie mają się o co martwić.
Uczestniczy pan w życiu zespołu czy głównie snuje się pan po swoim mieszkaniu i myśli tylko o powrocie na parkiet?
- Ależ oczywiście ja jestem z zespołem cały czas! Co prawda nie biegam razem z nimi, nie ćwiczę zagrywek, nie przygotowuję obrony do kolejnych spotkań, ale jestem na każdym treningu i tym samym zaznaczam swoją obecność i przynależność do tego zespołu. A poza tym sporo czasu spędzałem ostatnio na siłowni. Oczywiście nie trenowałem dolnych partii ciała, ale górę - jak najbardziej. Ponadto przerwę od koszykówki wykorzystałem na szlifowanie rzutu. Bardzo dużo poświęciłem np. rzutom wolnym i dlatego między innymi nie boję się o swoją formę, gdy wrócę już na parkiet.
Czy taka przerwa w grze może sprawić, że koszykarz później gra lepiej? W końcu jest bardziej wypoczęty i głodny gry...
- Tak, może. Rzeczywiście ja obecnie czuję się taki, jak to powiedzieć, świeży? Chyba to jest dobre słowo. Aczkolwiek z drugiej strony brak normalnych treningów zaczyna mnie drażnić. Czasami fajnie jest odpocząć od koszykówki przez dzień, dwa, nawet trzy, ale u mnie przerwa trwa już ponad dwa tygodnie i to jest przesada. Stąd tak bardzo czekam na środę, kiedy, mam nadzieję, dowiem się, że mogę wracać do gry. Mój obecny status jest dla mnie tym trudniejszy do zniesienia, że fizycznie czuję się bardzo dobrze i wydaje mi się, że mógłbym już wziąć udział w treningach, ale jednak mi nie wolno.
Czuje pan wsparcie kibiców w tym trudnym momencie?
- Bardzo. Codziennie spotykam się z miłymi komentarzami od zwykłych ludzi, którzy oczekuję mojego powrotu. To bardzo sympatyczne i motywujące. Podobnie jest także w przypadku ludzi z klubu. Oni także czekają, aż będzie ze mną wszystko w porządku i będę mógł w końcu zagrać.
Przejdźmy do kwestii zespołu. Czy obecna forma drużyny to dowód, że zapomnieliście już o tej fatalnej porażce na początku sezonu?
- Tak, jestem pewien, że nasze głowy są już wyczyszczone i nie pamiętamy o tamtym meczu. Ale z drugiej strony, przynajmniej ja tak mam, że ta porażka wciąż mnie boli. Przecież gdybyśmy wygrali mielibyśmy teraz bilans 6-0... OK, ja rozumiem, że liga jest bardzo wyrównana i każdy może wygrać z każdym, ale takie przegrane jak tamta w Łodzi nie powinny mieć miejsca. Ja rozumiem też, że oni wracali do ekstraklasy, że wyszli bez żadnej presji, bo nie mieli nic do stracenia, ale my jesteśmy Anwil i nie powinniśmy przegrywać w takich spotkaniach. Oczywiście cieszę się bardzo, że ostatnio wygraliśmy pięć meczów i jesteśmy w naprawdę wysokiej formie, ale... Może powiem inaczej, bardziej boli mnie, że dopuściliśmy do tego, że beniaminek nas ograł. Sądzę, że nie podeszliśmy do tego meczu zbyt dobrze skoncentrowani i chyba bardziej myśleliśmy o powrocie do domu, niż o tym, co nas czeka. Ale takie porażki czasami pomagają. Może gdyby nie tamta wpadka teraz nie byłoby pięciu wygranych? To mimo wszystko była dobra lekcja dla nas.
W czwartek Anwil gra ze Śląskiem, a trzy dni później z Zastalem. Oba mecze odbędą się w Hali Mistrzów, więc jest spora szansa na umocnienie i ugruntowanie swojego miejsca w czołówce ligi...
- Tak, przed nami wielka szansa i jeśli uda nam się wygrać w tych dwóch meczach, będziemy bardzo wysoko w tabeli. Uważam, że chłopaki są bardzo dobrze przygotowani do tych dwóch starć, a ostatnie wygrane tylko pozytywnie wpływają na atmosferę w zespole. Ja też mam nadzieję, że w jeśli nie w meczu ze Śląskiem, to już w meczu z ekipą z Zielonej Góry pojawię się na parkiecie i będę gotowy do walki z podkoszowymi tego zespołu.