Michał Fałkowski: Ostatnio przegraliście ze Śląskiem Wrocław. Była to już trzecia porażka Trefla w tym sezonie i trzeci mecz przegrany w samej końcówce...
Chris Burgess: Tak, rzeczywiście, przegraliśmy w dotychczasowych spotkaniach trzy razy i kompletnie nie wiem dlaczego tak się stało. Równie dobrze w każdym z tych spotkań moglibyśmy wygrać, gdybyśmy zachowali koncentrację do samego końca.
O ile jednak z Anwilem i Czarnymi przegraliście dzięki szczęśliwym rzutom rywali w ostatnich sekundach, o tyle w meczu z wrocławianami, przeciwnicy przejęli kontrolę nad wydarzeniami na parkiecie już kilka minut przed końcem. Jak do tego doszło?
- To pytanie zadaję sobie od wielu dni i tylko jedna rzecz przychodzi mi do głowy: Śląsk zagrał kapitalne spotkanie pod względem ofensywnym. Bardzo dużo trafiali z dystansu. Stąd uważam, że nasza defensywa pozostawiała wiele do życzenia, bo w ataku chyba było nieźle.
Na pewno sporo uwagi poświęciliście na analizę błędów z tamtego meczu. Wyciągnęliście jakieś wnioski?
- To, czy wyciągnęliśmy jakieś wnioski będzie widoczne dopiero w kolejnym spotkaniu. Ja osobiście uważam, że w każdym spotkaniu, nawet przegranym, można znaleźć jakieś pozytywy, choć w starciu z wrocławianami było ich naprawdę niewiele. Mam nadzieję jednak, że tamta porażka wpłynie na nas, mam na myśli nas jako cały zespół, w ten sposób, że do następnego meczu podejdziemy z większą agresją i zaangażowaniem.
Nie sądzi pan, że porażka ze Śląskiem była poniekąd wynikiem poprzednich przegranych? Gdzieś w głowie mieliście chyba tą świadomość, że poprzednie dwie nerwowe końcówki jednak przegraliście... Innymi słowy, chcę zapytać czy te trzy porażki to wynik problemów mentalnych, a nie typowo koszykarskich, bo przecież sportowo macie wielki potencjał?
- Tak, coś w tym może być. Jeśli chodzi o potencjał, czy to w ataku, czy to w obronie, to bez żadnych kompleksów możemy mierzyć się z najlepszymi ekipami w Polsce i na pewno nie wypadlibyśmy w takim porównaniu słabiej. Uważam, że mamy bardzo silny zespół, w którym teoretycznie nie powinno być słabych punktów. Niestety jednak czasami uaktywniają się nasze problemy z mentalnością i, co najgorsze, mają one kolosalny wpływ na naszą grę w obronie. Zaczynamy popełniać proste błędy, bronimy indywidualnie, a nie zespołowo i stąd jesteśmy w tarapatach.
Czy na tę bolączkę można jakoś wpłynąć?
- Wszystko zależy od nas samych i od tego, jak będziemy skoncentrowani, zwłaszcza w czwartej kwarcie. Na razie nie ma jednak w naszym zespole powodów do niepokoju. Sezon jest długi i mamy jeszcze czas na wprowadzenie pewnych korekt.
W sobotę po południu zmierzycie się z PGE Turowem Zgorzelec, który dotychczas nie przegrał meczu...
- Nie ma żadnych wątpliwości, że Turów gra obecnie najlepszą koszykówkę w Polsce. Muszę przyznać, że niespecjalnie przyglądałem się im przez pierwsze tygodnie sezonu, ale ostatnio zwróciłem na nich baczniejszą uwagę i wiem jedno: to bardzo wyrównany zespół, w którym każdy z 10-12 koszykarzy może zagrać pierwsze skrzypce w zależności od sytuacji i rywala. Tym bardziej więc będziemy zmotywowani przed tym meczem i na pewno będziemy chcieli odkuć się za tą ostatnią porażkę ze Śląskiem, która przecież miała miejsce w naszej własnej hali. To na pewno będzie ciężki pojedynek, ale w szatni przed meczem będziemy nastawieni na zwycięstwo. Wiemy, że czeka nas 40 minut walki i zamierzamy tę walkę podjąć.
Co jest najważniejsze, by zastopować PGE Turów?
- Turów jest zespołem, który bardzo płynnie przechodzi z obrony do ataku, a także bardzo szybko wraca do defensywy, co praktycznie uniemożliwia jakiekolwiek kontry. Tym samym musimy grać aktywnie na tablicach, bo tylko to jest w stanie opóźnić ich atak. Ponadto bardzo dużo będzie zależało od tego, czy uda nam się ograniczyć Daniela Kickerta, który jest ich najlepszym graczem w ofensywie. Musimy zmusić go, by oddawał rzuty z trudnych pozycji. Z drugiej jednak strony, musimy pamiętać o tym, co powiedziałem wcześniej: w Turowie gra nie tylko Kickert, ale około dziesięciu koszykarzy i każdy z nich może być liderem. Wszystko zależy od dyspozycji dnia.
Turów pokonał w ostatnim czasie Anwil Włocławek, choć słowo pokonał nie oddaje całego kontekstu. Zgorzelczanie po prostu rozgromili wicelidera. Oglądał pan ten mecz?
- Tak, oglądaliśmy ten mecz całym zespołem i wszyscy byliśmy pod wrażeniem gry Turowa. Oni nie dość, że są bardzo mocni indywidualnie i jako zespół, to jeszcze już na początku rozgrywek złapali wyjątkową formę. Już teraz biegają na wielkiej świeżości, podają piłkę w ciemno i jeśli tylko wyczują, że przeciwnik ma słabszy moment, od razu przyspieszają i wypracowują sobie przewagę. Dodatkowo, jeśli grają w swojej hali, niesie ich fantastyczny doping. Niemniej jednak nie są w stanie wygrywać cały czas i kiedyś w końcu muszą przegrać pierwszy mecz. To nieuniknione. Bardzo liczymy, że będzie to już w sobotę wieczorem.
Nie sądzi pan, że dużo będzie zależało właśnie od dyspozycji pana i Johna Turka. Wydaje się, że właśnie gra pod koszem może być waszym atutem...
- Turów ma pod koszem trzech klasowych koszykarzy: Daniela Kickerta, Johna Edwardsa i Dallasa Lauderdale’a. O tym pierwszym już powiedziałem, dodam więc tylko tyle, że to jeden z najlepszych strzelców w lidze. Edwards i Lauderdale z kolei doskonale odnajdują się w taktyce drużyny i robią wszystko, co do nich należy: grają bardzo twardo w obronie, starają się pomagać przy blokach i walczą na tablicach o zbiórki. Nie wiem więc czy rzeczywiście pod koszem możemy upatrywać naszej przewagi, choć John Turek jest rzeczywiście w wyśmienitej formie, a ja już chyba zapomniałem o fatalnym początku sezonu. Nadal nie wiadomo czy do dyspozycji trenera będzie Filip Dylewicz, więc nasza podkoszowa rotacja to tylko my i Marcin Stefański, może czasami jeszcze Jamelle Horne. Szczerz mówiąc, nie wiem jak to będzie. Chyba musimy się nastawić na grę w ataku całym zespołem.
Zwycięstwo sprawi, że zmniejszycie dystans do Turowa, ale kolejna porażka zepchnie was w kierunku środka tabeli...
- Dlatego nikt w Sopocie nie myśli o tym, byśmy mogli przegrać ten mecz. Nastawiamy się na walkę przez 40 minut i na zwycięstwo!