Rosa przystąpiła do tego pojedynku bez kontuzjowanych Huberta Radke, Rafała Glapińskiego i Macieja Maja. Jak jednak zauważa trener Piotr Ignatowicz, te absencje miału pozytywny wpływ na postawę drużyny. - Nikt nie patrzył na innego, że ten zrobi za niego "robotę". Każdy wiedział, jakie ma do wykonania zadanie na boisku - podkreśla szkoleniowiec. Dzięki temu w poczynaniach gospodarzy środowego starcia widać było w końcu dobre elementy. - Nawet w trudnym momencie, gdy AZS zaczął się do nas niebezpiecznie zbliżać, wróciliśmy do zagrań z poprzedniego sezonu i to przyniosło skutek - cieszy się pierwszy opiekun.
Jednocześnie zwraca uwagę na świetny występ Łukasza Pacochy, który nie pierwszy raz okazał się najlepiej punktującym zawodnikiem w szeregach swojego zespołu. - On dał gościom, tymi rzutami z obwodu, sygnał do ataku - przypomina Piotr Ignatowicz. Na niewiele zdały się jednak starania rozgrywającego szczecinian. - Nie mogliśmy poradzić sobie z pick-and-rollami przeciwników. "Mali" zawodnicy dobrze obsługiwali podaniami tych "dużych" - podaje główną przyczynę porażki swojego zespołu najskuteczniejszy koszykarz przyjezdnych.
Natomiast Jakub Zalewski uważa, iż kluczem do zwycięstwa okazała się skuteczna i spokojna gra. - Przez dwie kwarty wyraźnie prowadziliśmy. W trzeciej rywale nieco zmniejszyli straty, lecz dobrze zagrana czwarta pozwoliła odnieść wygraną - tłumaczy.
Trener "akademików", Zbigniew Majcherek, wciąż nie może znaleźć wytłumaczenia na kiepską postawę swoich graczy w spotkaniach wyjazdowych. Wszak w Szczecinie nikt przyjezdny jeszcze nie wygrał, zaś na wyjazdach AZS spisuje się poniżej oczekiwań swoich kibiców. - Początki meczów w obcych halach, pierwsze dwie kwarty, praktycznie załatwiają całą sprawę. Rywal uzyskuje przewagę, której my później nie jesteśmy w stanie odrobić. Musimy poprawić pewne elementy. Chłopaki chcą, ale nie zawsze wychodzi - kończy szkoleniowiec.