Sokół zaprezentował się ze słabej strony w Lublinie. Niżej notowany przeciwnik nie pozwolił mu na wiele, a goście nie mieli pomysłu na rozmontowanie jego defensywy. - Przegraliśmy po bardzo słabej grze i nie ma co tego ukrywać. Mieliśmy strasznie ciężki terminarz. Graliśmy z całą czołówką. Cały czas musimy radzić sobie bez Marcela Wilczka, który tylko na moment pomógł nam w meczu ze Startem Gdynia. Nie jesteśmy z żelaza i zawsze może nastąpić słabszy dzień - ocenia Dariusz Kaszowski.
Koszykarze z Łańcuta nie skupili się wyłącznie na sportowej rywalizacji i wdawali się w sprzeczki z rywalami. Nie radzili sobie najlepiej w ataku, stąd spora ilość fauli ofensywnych. - Bardzo źle weszliśmy w mecz i to ciągnęło się praktycznie przez całe spotkanie. Nie potrafiliśmy opanować emocji i zagrać bardziej wyrachowanej koszykówki - uważa trener Sokoła.
Pozytywny aspekt to postawa lidera I ligi w defensywie. Piąty raz w sezonie łańcucki zespół stracił mniej niż 60 punktów. Gdyby nie radosna gra w obronie pod koniec meczu, to wynik byłby jeszcze bliższy remisu. - Do pewnego momentu w defensywie nie było najgorzej. W IV kwarcie wpadło z 10 "łatwych" punktów, gdy my próbowaliśmy przechwytów i walki na całym boisku. Rywale bardzo mądrze rozrzucali piłkę i dochodzili do czystych pozycji rzutowych - przyznaje Kaszowski.