O wszystkim decydują pieniądze - rozmowa z Tomaszem Kwiatkowskim, dyrektorem sportowym Trefla Sopot

Działacze Trefla Sopot nie są zadowoleni z formy Vonteego Cummingsa. Chcieliby pozyskać zawodnika, który występował kiedyś na parkietach NBA, ale na przeszkodzie stoją wymagania finansowe.

Karol Wasiek: Pierwsza połowa w meczu z AZS-em Koszalin w waszym wykonaniu była naprawdę bardzo dobra, ale coś zacięło się w drugiej. Zresztą to już nie pierwszy mecz, w którym gracie różne połowy. Z czego to wynika?

Tomasz Kwiatkowski: Uważam, że pierwsza połowa nie była wcale perfekcyjna w naszym wykonaniu. Graliśmy nieźle w ataku, ale trzeba przyznać, że gospodarze pozwolili nam na bardzo dużo. Przed meczem wiedzieliśmy, że ten zespół jest bardzo groźny w ataku, zwłaszcza u siebie. Szykowaliśmy się na ciężki bój, dlatego byłem zdziwiony ich postawą w pierwszej połowie. My za to popełniliśmy sporo błędów w obronie. Uważam że powinniśmy stracić w pierwszej połowie ok. 30 punktów, a nie 40. Mieliśmy dość dużą przewagę, ale wiedzieliśmy, że nasza gra nie wygląda tak jak powinna. Druga połowa to już inna postawa gospodarzy i też niepotrzebne rozluźnienie z naszej strony. AZS zaczął grać z większą determinacją, a my się trochę pogubiliśmy w ataku, nie trafialiśmy otwartych rzutów, nie wracaliśmy do obrony. W najważniejszym momencie spotkania graliśmy już jednak z pełnym skupieniem, dobrze realizowaliśmy założenia taktyczne i dzięki temu udało się wygrać.

Mecz z AZS Koszalin może okazać się bardzo ważny dla graczy, którzy dotychczas grali troszkę poniżej oczekiwań, bo Jamelle Horne oraz Marcin Stefański rozegrali całkiem niezłe spotkanie.

- Z Jamellem jest taki sam problem, jak z większością graczy amerykańskich, którzy przyjeżdżają do Europy zaraz po uczelni i trafiają do zespołu, gdzie nie są pierwszoplanowymi postaciami. Wydaję mi się, że Jamelle w klubie, który nie ma wyznaczonych wysokich celów sportowych i dużej konkurencji, grałby lepiej i miałby na pewno lepsze statystyki. U nas cele sportowe są jasno wyznaczone, mamy dobrych zawodników i Jamelle musi z nimi rywalizować. Dla niego to jest ciężka szkoła. Cały czas nad nim pracujemy i myślę, że z biegiem czasu będzie to procentowało. Spodziewamy się, że jego forma może nadal falować, jednak dopóki inni zawodnicy grają na odpowiednim poziomie, to jego zmienna dyspozycja nie jest dla nas wielkim problemem. Marcin Stefański ma w tym sezonie trochę niewdzięczną rolę. Z pierwszopiątkowego gracza na pozycji 3 został przekwalifikowany na zmiennika Filipa Dylewicza. To nie jest dla niego łatwa sytuacja. Marcin rozumie jednak, że w tym zespole jest przede wszystkim graczem od tzw. czarnej roboty, ma uprzykrzać życie przeciwnikom, niezależnie od liczby minut na parkiecie, i z tego się wywiązuje. Wczoraj kolejny raz pokazał, że w razie czego jest w stanie pomóc zespołowi także w ataku.

Nie da się ukryć, że Marcin Stefański jest bardzo ważnym zawodnikiem w rotacji, bo przy braku Turka czy Dylewicza może ich skutecznie zastąpić w walce pod koszami.

- Tak, to prawda. Mając pewne ograniczenia budżetowe musieliśmy dokonywać wyborów. Mamy pod koszem takich graczy jak Dylewicz, Turek i Burgess, którzy chcą i są w stanie grać ponad 25-30 minut w meczu. Przez to każdy czuje się pewnie i nie ma żadnych konfliktów w zespole jeśli chodzi o role i minuty na parkiecie. Dlatego zamiast zatrudniać kolejnego zawodnika pod kosz, postanowiliśmy postawić na Stefańskiego jako czwartego wysokiego gracza, który może też zagrać jako "trójka". Na dziś ten układ dobrze się sprawdza.

A jak pod względem fizycznym wygląda kapitan drużyny - Filip Dylewicz?

- Dobrze, a nawet bardzo dobrze jak na przerwę w treningach, którą miał. W meczu z AZS pokazał, że brakuje mu jeszcze trochę wyczucia piłki, przestrzelił kilka rzutów, które normalnie by trafił. Jednak bardzo przydał się w obronie, zebrał dużo piłek i kilka razy zablokował przeciwników.

Jakie dostrzega pan mankamenty w grze Trefla na tę chwilę?

- Nie da się ukryć, że mamy problem z rotacją na obwodzie. Mamy tam trzech bardzo dobrych polskich graczy - Koszarka, Wiśniewskiego i Waczyńskiego. Do tego dochodzi 17-letni Daniel Szymkiewicz, który miał niedawno kontuzję, ale teraz bardzo ciężko pracuje na treningach i też dostanie szansę gry. Ci gracze spełniają nasze oczekiwania, nawet z nawiązką. Inaczej jest z dwoma zawodnikami z USA. Jamelle Horne jest graczem młodym i po nim spodziewaliśmy się, że może mieć wahania formy, jednak wymagamy od niego większej aktywności i zaangażowania. Natomiast Vonteego Cummings jest bardzo doświadczonym zawodnikiem, który niestety na dziś nie prezentuje się tak, jak powinien. Nie oczekiwaliśmy od niego świetnej postawy i wysokiej formy sportowej w pierwszych tygodniach po przyjeździe, ale trochę czasu już upłynęło, a nie widać tu dużej progresji. Nie spieszymy się jednak z decyzjami. Na treningach widać, że ma on wielką wiedzę na temat koszykówki, że wciąż chce trenować i grać, musi jednak zacząć pokazywać to na boisku. Staramy się nie podejmować pochopnych decyzji, ale oczekujemy, że w najbliższych meczach Vonteego udowodni nam, że wciąż potrafi grać na wysokim poziomie.

Czyli na tę chwilę Cummings nie jest zagrożony, że będzie musiał opuścić zespół?

- Wiedzieliśmy, kogo sprowadzamy. To gracz o dużych umiejętnościach i wielkim doświadczeniu, który wie, jak się wygrywa ważne mecze. Bardzo byśmy chcieli, żeby nam pomógł w tym sezonie, zwłaszcza w jego decydującej części. My jednak nie mamy w rotacji 12 zawodników, tak jak np. Turów. Na pozycjach 1-2 mamy tylko 3 doświadczonych graczy, więc jeśli któryś z nich obecnie zawodzi to mamy problem. Vonteego musi nam udowodnić, że jest w stanie pomóc naszemu zespołowi, że jest w stanie dojść do takiej dyspozycji, która będzie nas satysfakcjonowała. Będziemy się temu przyglądać i w razie potrzeby podejmiemy odpowiednie decyzje.

Lockout w NBA się przedłuża. Czy jest w ogóle chociaż cień szansy, że jakiś zawodnik stamtąd pojawi się w Treflu?

- Oczywiście, że chcielibyśmy sprowadzić zawodnika z ligi NBA, który prezentowałby wysoki poziom sportowy i był magnesem dla kibiców. O wszystkim decydują jednak pieniądze. Nawet młodzi gracze z drugiej rundy draftu mają określone wymagania finansowe, które na dziś przewyższają nasze możliwości, a co dopiero mówić o sprawdzonych zawodnikach mających ważne kontrakty w klubach NBA. Dodatkowo żądają oni klauzuli powrotu do NBA po zakończeniu lockoutu, na co nie moglibyśmy się zgodzić, choćby ze względu na konieczność zastąpienia takiego gracza kolejnym, co wiąże się z wysoką opłatą za licencję. My obracamy się w granicach pewnego budżetu, którego nie możemy przekroczyć. Obecnie niestety nie posiadamy takich środków, żeby rozpatrywać zatrudnienie gracza z NBA.

Komentarze (0)