Początek spotkania ułożył się dla Wiślaczek znakomicie. To one, bowiem dzięki bardzo aktywnej postawie niemal na całym placu gry szybko przejęły inicjatywę i właściwie pod każdym względem zdominowały rywalki. Wynik spotkania celną "trójką" otworzyła Paulina Pawlak, która już od pierwszych chwil bardzo odważnie poczynała sobie w rozegraniu. Chwilę później, przykład z reprezentantki Polski wzięły pozostałe zawodniczki Białej Gwiazdy i po niespełna 3 minutach gry wynik brzmiał 9:2. Taki stan rzeczy sprawiał, że przyjezdne już na starcie znalazły się w bardzo korzystnym położeniu i kibice zgromadzeni w hali w Gospiczu słusznie zaczęli okazywać swoje niezadowolenie. W połowie kwarty jednak, gospodynie otrząsnęły się z letargu i za sprawą Amerykanki, Julie McBride zniwelowały straty do minimum. Nie da się ukryć, że było to po części winą krakowianek, które po świetnym starcie wyraźnie spuściły z tonu i w defensywie zaczęły grać zbyt statycznie. Sprawiło to, że miejscowe miały o wiele więcej swobody przy oddawaniu rzutów i co za tym idzie, większość ich prób trafiała do celu. Nie mogło zatem dziwić, że po pierwszej kwarcie to one prowadziły 23:21, co wprowadziło w zdenerwowanie cały sztab szkoleniowy mistrzyń Polski.
W pierwszych fragmentach drugiej odsłony obraz gry nie uległ zmianie. Mimo starań polskiego zespołu, to podopieczne Stipe Bilicia wciąż były stroną przeważającą i po celnym rzucie zza linii 6, 75 m doświadczonej Ivany Jurcević wygrywały już 28:25. Gdy do 30 letniej zawodniczki dołączyła jeszcze wspomniana McBride, można było odnieść wrażenie, że w szeregach Wisły pojawiła się pewnego rodzaju bezsilność. Na szczęście dla wszystkich związanych z krakowskim klubem, z biegiem czasu sytuacja zaczęła się odwracać. Stało się tak dlatego, że sprawy w swoje ręce wzięła Nicole Powell, która do spółki z Joanną Czarnecką odrobiła dystans dzielący obie drużyny i na 3 minuty przed końcem pierwszej połowy na tablicy świetlnej widniał remis 33:33. Dzięki temu krakowianki zyskały realną szansę na to, by jeszcze przed długą przerwą osiągnąć korzystny rezultat, który przynajmniej w pewnym stopniu przybliżyłby je do końcowego sukcesu. Tyle, że w decydujących momentach team z Bałkanów, za sprawą Kalishy Keane ponownie odparł ataki rywala i to on po dwudziestu minutach był lepszy o dwa "oczka", co dla ekipy znad Wisły z pewnością nie mogło być satysfakcjonujące.
Na domiar złego, po zmianie stron za trzy trafiła Sandra Mandir dając tym samym jasny znak, że Chorwatki tego wieczoru realnie myślą o zwycięstwie. Na potwierdzenie tych słów wystarczy przytoczyć fakt, że chwilę później wyczyn swojej koleżanki powtórzyła jeszcze Marija Vrsaljko i wynik brzmiał 50:41. Wobec tego pojawiły się realne obawy o to, czy Wiślaczki zdołają jeszcze zagrozić rywalkom, bowiem poziom ich gry zdecydowanie odbiegał od oczekiwań i nic nie wskazywało na to, by w tym względzie coś miało ulec poprawie. Nie da się ukryć, że wśród przyjezdnych szwankowała przede wszystkim skuteczność rzutów z gry, która na ten moment wynosiła nieco ponad trzydzieści procent. To właśnie braki w tym elemencie sprawiały, że Biała Gwiazda cały czas musiała oglądać plecy rywala i znajdowała się w niezbyt komfortowym położeniu. Po tych wydarzeniach trener Jose Ignacio Hernandez poprosił o czas, w trakcie którego dosadnie wytknął swoim zawodniczkom wszystkie błędy. Motywacyjna rozmowa ewidentnie przydała się krakowiankom, które w końcówce kwarty wyraźnie przyspieszyły i dzięki niezawodnej Nicole Powell zdecydowanie zbliżyły się do ekipy Gospić. Tym samym zrodziła się nadzieja, że w ostatniej części gry małopolskie koszykarki w końcu pójdą za ciosem i udowodnią swoją wyższość, bo mimo wielu popełnianych przez nie błędów, wygrana pozostawała na wyciągnięcie ręki.
One same doskonale zdawały sobie z tego sprawę i w czwartej kwarcie nie pozostawiły złudzeń, której z drużyn bardziej należy się zwycięstwo. Dzięki przemyślanej grze oraz, co ważne większej niż wcześniej koncentracji przy wyprowadzaniu ataków już po kilku minutach wygrywały 62:59 i coraz pewniejszym wydawało się to, że komplet punktów pojedzie do Krakowa. Ostatecznie, po popisowych akcjach Eweliny Kobryn oraz Erin Phillips, Wiślaczki pokonały mistrza Chorwacji 73:65 i w poczuciu spełnienia obowiązku mogły udać się w podróż powrotną do domu. Gospodynie zaś mogą mówić o sporym niedosycie, bo to one przeważały przez większą część spotkania i do triumfu zabrakło im naprawdę niewiele.
Gospic Croatia Osiguranje - Wisła Can Pack Kraków 65:73 (23:21, 18:18, 12:13, 12:21)
Gospic: Julie McBride 16, Marija Vrsaljko 16, Kalisha Keane 10, Eva Komplet 9, Jelena Ivezic 4, Sena Pavetic 4, Sandra Mandir 3, Ivana Jurcevic 3.
Wisła Can Pack: Nicole Powell 22, Erin Phillips 15, Ewelina Kobryn 13 (11 zb), Paulina Pawlak 7, Joanna Czarnecka 6, Milka Bjelica 5, Katarzyna Krężel 2, Anke DeMondt 2, Petra Ujhelyi 1.