Faworytem meczu był zespół trenera Jacka Winnickiego, który na papierze dysponował od przeciwnika zdecydowanie większą ilością argumentów. Na dodatek drużyna z Poznania nie wygrała w tym sezonie żadnego meczu w obcej hali. Poznaniacy mają w pamięci także fakt, że w poprzednim sezonie wiele razy byli bliscy, lecz ani razu nie zdołali wygrać w Zgorzelcu.
Od początku spotkania pachniało sensacją, bo goście rozgrywali bardzo dobry mecz. Skazywani na porażkę poznaniacy grali z pomysłem i w pierwszej połowie tylko na chwilę oddali prowadzenie. Szalał ten, którego PGE Turów obawiał się najbardziej - Damian Kulig. Świetnie dysponowany gracz (nie trafił w ciągu pierwszych 20 minut tylko raz na 11 oddanych rzutów) punktował zarówno z dystansu jak i spod kosza, gromadząc w pierwszej połowie aż 17 punktów. Wspierali go Żarko Comagić, Djordje Micić i Mateusz Bartosz. Głównie za sprawą wymienionych zawodników poznaniacy pierwszą kwartę wygrali 21:13. PGE Turów na tle przeciwnika grał bez polotu i pomysłu. Gospodarze w pierwszej połowie popełnili osiem strat i rzucali do kosza na zaledwie 34 procentowej skuteczności. Być może zespół ze Zgorzelca spisywałby się lepiej gdyby trener Jacek Winnicki nie dał odpocząć jednemu z filarów drużyny Danielowi Kickertowi. Oprócz niego w barwach gospodarzy zabrakło Michała Gabińskiego, który wciąż leczy kontuzję. Do przerwy 40:31 dla zespołu ze stolicy Wielkopolski.
Po zmianie stron niewiele się zmieniło. Akcje zgorzelczan nie były płynne. W przeciwieństwie do gości z Poznania, którzy w 28. minucie spotkania po akcji Żarko Comagicia wygrywali już nawet 59:41. Wcześniej kilka ważnych punktów zdobył Damian Kulig. Kibice gospodarzy wierzyli, że ich pupile zdołają wrócić do gry tak jak we wtorkowym meczu z Albą Berlin. Jak mawia przysłowie nic dwa razy jednak się nie zdarza. Gospodarze robili jednak co mogli, głównie po indywidualnych akcjach Davida Jacksona i Konrada Wysockiego. Trzy razy publiczność poderwała się po akcjach Ronalda Moore z Dallasem Lauderdale.
PGE Turów w końcówce meczu zdołał doprowadzić do remisu 68:68. Później jednak w lepszych nastrojach byli tylko goście. Zgorzelczanie chcąc odrobić straty rzutami z dystansu w końcówce meczu faulowali przeciwników. Raz pospieszył się David Jackson, który sfaulował przeciwnika gdy piłka nie została jeszcze wprowadzona do gry. Sędziowie musieli ukarać Amerykanina przewinieniem technicznym. Poznaniacy w nerwowej końcówce za sprawą Djordje Micicia lepiej wykonali rzuty wolne i dowieźli wygraną do końca. Ostatecznie zespół z Dolnego Śląska przegrał z PBG Basket 74:75.
PGE Turów Zgorzelec - PBG Basket Poznań 74:75 (13:21, 18:19, 18:20, 25:15)
PGE Turów: Moore 16 (3), Jackson 14, Wysocki 13, Lauderdale 10, Jankowski 8 (2), Gustas 5 (1), Chyliński 4, Cel 2, Edwards 2, Mielczarek 0.
PBG Basket: Kulig 24 (2), Micić 15 (2), Comagić 15 (1), Bartosz 9 (1), Lichodzijewski 4, Nikolić 3 (1), Parzeński 3, Sulowski 2, Smorawiński 0.