Do meczu z AZS-em Gorzów Wielkopolski, koszykarki Łódzkiego Klubu Sportowego przystępowały po raz pierwszy pod wodzą nowego szkoleniowca Jarosława Zyskowskiego, który zastąpił na tym stanowisku Adama Prabuckiego. Zatrudnianie trenera odbywało się na ostatnią chwilę i nie zdążono nawet wyrobić mu licencji, toteż w protokole meczowym funkcję szkoleniowca pełniła oficjalnie ... kapitan drużyny Katarzyna Kenig.
Ze zdecydowanie większym animuszem rozpoczęły mecz gorzowianki. Motorem napędowym zespołu była Agnieszka Skobel, którą wspomagała armia Amerykanek. Dariusz Maciejewski odrobił przed tym spotkaniem pracę domową, właściwie ustawił zespół, który skupił się na powstrzymywaniu zawodniczek obwodowych i nie pozwalaniu im na dochodzenie do sytuacji rzutowych i to Akademiczki osiągnęły dość szybko przewagę, która przez całą pierwszą połowę oscylowała wokół 10 punktów.
Spotkanie w Łodzi nie należało z początku do tych ładnych. Sklasyfikować je można natomiast do meczu walki, gdzie królowała gra siłowa na pograniczu fauli, przepychanie, przytrzymywanie, a czasem i wzajemne prowokacje. Niemal bezustannie dochodziło na przykład do spięć zawodniczek podkoszowych - Olgi Urbanowicz i Tatum Brown, które wzajemnie się nie oszczędzały, grały na bardzo dużym kontakcie, a gdy dochodziło do fauli, były one "solidne". W efekcie łodzianka spadła pod koniec spotkania z boiska za 5 przewinień, zaś Amerykanka dograła mecz z 4 faulami na koncie.
Od trzeciej kwarty oglądaliśmy na parkiecie zupełnie odmieniony ŁKS. Ciężar gry na swoje barki wzięła Stephanie Raymond, która była wręcz nie do zatrzymania przez przeciwniczki. Raz po raz efektownymi rzutami z dystansu dziurawiła kosz rywalek, a gdy nie dostawała miejsca na obwodzie, penetrowała pod tablice, gdzie zazwyczaj była faulowana. Gospodynie świetnie zagrały ten fragment meczu również w obronie, dzięki czemu początek trzeciej odsłony wygrały 15:2, wychodząc najpierw na pierwsze w tym spotkaniu prowadzenie 46:44, a następnie stopniowo zwiększając przewagę.
Właśnie trzecia kwarta okazała się decydująca o losach meczu. Gorzowianki obudziły się nieco z letargu po kilku minutach, ale strata ok. 10 punktów była już nie do nadrobienia. Oba zespoły grały w końcówce spotkania podobną i wyrównaną koszykówkę, a na wykonanie zrywu, który pozwoliłby na zbliżenie się do rywala, podopieczne trenera Maciejewskiego, nie miały tego dnia siły i możliwości.
- Jestem w tej drużynie nowy i podczas jednego treningu nie byłem w stanie ani poznać wszystkich zagrywek zespołu, ani tym bardziej wprowadzić nowych. W tej sytuacji ustaliłem ze Stephanie (Raymond - przyp. autor), że ja odpowiadam za obronę, a ona, jako rozgrywająca, za atak. Miałem na myśli co prawda tylko to, że pokieruje grą zespołu, a nie, że zdobędzie aż tyle punktów, ale pozostaje tylko się cieszyć, że wzięła sobie do serca moje słowa - żartował po meczu nowy szkoleniowiec ŁKS-u Jarosław Zyskowski.
ŁKS Siemens AGD Łódź - KSSSE AZS PWSZ Gorzów Wielkopolski 84:70 (12:24, 25:18, 25:13, 22:15)
ŁKS Siemens AGD: Raymond 34, Hoewisch 12, Urbanowicz 11, Prochaska 10, Jeziorna 6, Trofimowa 6, Dalembert 5, Kenig 0, Kowalska 0, Schmidt 0.
KSSSE AZS PWSZ: Skobel 12, Smalley 10, Nnamaka 10, Brown 10, Weaver 7, Kaczmarczyk 7, Johnson 7, Dźwigalska 4, Trębicka 3.
Sędziowali: Dziopak i Czajka.