Choć kilka ostatnich przygód Andreja Urlepa z polską ekstraklasą zakończyło się niepowodzeniem (słabe wyniki w Baskecie Kwidzyn i PGE Turowie Zgorzelec), gdy tylko okazało się, że Słoweniec został pierwszym trenerem dołującego w minionych tygodniach AZS Koszalin, na Pomorzu rozpoczęto fetę niemalże na miarę mistrzostwa. Tylko nieliczni wskazywali, że w ciągu kilku dni żaden trener nie jest w stanie zmienić oblicza drużyny na tyle, by można mówić o nowej jakości.
Niemniej jak się okazało - już sama zmiana na stołku trenerskim wniosła sporo ożywienia w szeregach "Akademików". AZS pokonał w derbowym starciu odwiecznego rywala zza miedzy 80:70, a o wszystkim zadecydowała trzecia kwarta spotkania, wygrana przez gospodarzy różnicą dwunastu oczek, 20:8. Z takiej defensywy nawet kręcący głową na wszystko dookoła Urlep musiał być zadowolony. Zresztą po ostatniej syrenie Słoweniec wyraźnie tryskał humorem i zadowoleniem. - Chcę pochwalić moją drużynę, która rozegrała naprawdę dobre spotkanie. Każdy, kto wszedł na parkiet dał z siebie wszystko i przyczynił się do wygranej - powiedział nowy opiekun AZS.
Co ciekawe, początek nie zapowiadał takiego przebiegu pojedynku. Miejscowych wyraźnie sparaliżowała obecność nowego szkoleniowca, zaś koszykarze Kotwicy grali jak z nut. Między szósta a trzecią minutą pierwszej kwarty trafili aż pięć z sześciu prób za trzy, a trzykrotnie dokonał tego Marko Djurić i kołobrzeżanie prowadzili 23:14, a po dziesięciu minutach 28:17. - Przypomniał mi się wtedy nasz mecz przedsezonowy, kiedy Kotwicy wpadało dosłownie wszystko i wysoko z nami wygrali. Myślałem, że teraz będzie podobnie - mówił George Reese.
Poza wspomnianym Djuriciem (11 punktów, wszystkie w pierwszej kwarcie), bardzo dobrze radzili sobie Reginald Holmes (12 oczek w pierwszej połowie) i Darrell Harris. Amerykański środkowy raz po raz ogrywał Marko Lekicia i Callistusa Eziukwu i choć nie zdobywał wielu punktów, to jednak niepodzielnie panował na tablicach. W całym meczu zebrał aż 18 piłek (wyrównanie rekordu sezonu), z czego aż 10 w ataku!
Mimo wielkich problemów w ataku (nieskuteczność Reese’a, słaba gra wysokich) i na tablicach, gospodarze zmniejszyli nieco straty jeszcze przed przerwą (39:42 dla gości), ale prawdziwe show zostawili na drugą połowę, a sygnał do odrabiania strat dał nie kto inny, jak... Reese. Amerykanin w pierwszej połowie nie trafił żadnego z pięciu rzutów, ale trzecią kwartę rozpoczął od siedmiu oczek z rzędu i 24. minucie wyprowadził swój zespół na prowadzenie 46:42.
Wówczas nikt w hali Gwardia nie spodziewał się, że przyjezdni na pierwsze punkty w tej części spotkania poczekają do 28. minuty, kiedy to akcją dwa plus jeden popisał się Łukasz Wichniarz. Wtedy jednak to już gospodarze byli stroną dyktującą warunki meczu i prowadzili 54:45, by za chwilę jeszcze to prowadzenie zwiększyć, bowiem swoją trzecią trójkę odpalił Marcin Dutkiewicz, który notabene summa summarum został najlepszym strzelcem spotkania z dorobkiem 16 oczek.
W końcówce goście próbowali jeszcze odmienić losy spotkania, ale fatalnie pudłowali, kryty przez Igora Milicicia, Jessie Sapp (tylko 2/14 za gry) oraz Oded Brandwein (2/11). Bez punktów swoich najlepszych strzelców, Kotwica nie mogła wygrać tego meczu i ostatecznie przegrała 70:80. - Czy postawa AZS była dla mnie zaskoczeniem? Nie, zagrali dokładnie tak, jak się tego spodziewałem - stwierdził trener Tomasz Mrożek, odnosząc się jeszcze do sytuacji z trzeciej kwarty - Wtedy przegraliśmy mecz, bo pozwoliliśmy im grać tak, jak chcą i umieją. Zdobyliśmy tylko osiem punktów i zupełnie straciliśmy rytm gry.
AZS Koszalin - Kotwica Kołobrzeg 80:70 (17:28, 22:14, 20:8, 21:20
AZS: Dutkiewicz 16, Reese 15, Milicić 12, Hannah 8, Montgomery 8, Strickland 6, Surmacz 6, Jarmakowicz 4, Lekić 3, Eziukwu 2, Łączyński 0
Kotwica: Harris 14, Holmes 12, Djurić 11, Brandwein 8, Sapp 8, Diduszko 6, Kęsicki 6, Wichniarz 5, Kwiatkowski 0