Paweł Koźlik: Panie prezesie wróćmy jeszcze na moment do sobotniego spotkania z Wisłą Can - Pack Kraków. Co zadecydowało o zwycięstwie waszej drużyny?
Krzysztof Korsak: Zadecydowała przede wszystkim neutralizacja Erin Phillips oraz Nicole Powell i to było najważniejsze zadanie, jakie postawił trener Arkadiusz Rusin przed swoimi zawodniczkami. Natomiast wiedzieliśmy, że swoje punkty zdobędzie Ewelina Kobryn, która jest w bardzo dobrej dyspozycji. Dlatego przed meczem ustaliliśmy, że lepiej niech swoje oczka reprezentantka polski zdobywa, a my skupmy się na tym żeby powstrzymać Phillips oraz Powell i to nam się faktycznie udało.
Czy mógłby Pan ocenić pierwszą rundę sezonu zasadniczego w Ford Germaz Ekstraklasie?
- Powiem tak, widać, że w lidze wyraźnie dominują dwa zespoły: Wisła Can - Pac Kraków i CCC Polkowice. Natomiast pozostałe drużyny będą bardzo mocno się biły o miejsca od trzeciego do ósmego. Tam jest szalenie wyrównana stawka i myślę, że nawet Lotos Gdynia, który jest uważany za jednego z faworytów do "trójki" może mieć problemy żeby się w niej znaleźć. Jeśli chodzi o naszą ekipę, uważam mimo wszystko, że te dwie nasze przegrane z Toruniem i Gdynią w pierwsze rundzie, to były zdecydowane wpadki, które absolutnie nie powinny się nam przydarzyć. Jednak taki jest sport, który wręcz kocha takie niespodzianki.
Przejdźmy teraz do rozgrywek Euroligi. Czy jesteście zadowoleni ze swojego debiutanckiego sezonu w tych prestiżowych rozgrywkach?
- Jak najbardziej tak. Ja nie chcę się tutaj posługiwać przykładami, bo w tej chwili jakoś nie mogę się odnieść do swojej pamięci, czy jakikolwiek zespół debiutujący w Eurolidze pokusił się o tak spektakularne wygrane, a mam tutaj na myśli szczególnie mecz z Salamanką. Uważam, że ten mecz w naszym wykonaniu był wyjątkowy i nie będę ukrywał, że mnie oraz zespołowi większej satysfakcji nie sprawiło nic, jak wtedy gdy po końcowej syrenie miejscowi kibice z Hiszpanii zgotowali nam brawa po zwycięstwie. To była największa nagroda dla naszego zespołu, gdy doceniono wartość wygranej przeciwnika przez fanów przeciwnej drużyny.
Klub ostatnio rozstał się z litewską środkową Gintare Petronyte. Czy zawodniczka nie spełniła pokładanych w niej nadziei?
- Zdecydowanie tak, mimo że mieliśmy ją bardzo dobrze rozpoznaną przed sezonem. Wiedzieliśmy, że jest reprezentantką Litwy, a basket w tym kraju jest sportem numer jeden i na bardzo wysokim poziomie. Mieliśmy też doskonałe informacje od trenera kadry, Algirdasa Paulauskasa, który pracował wiele lat w Polsce i z którym ja się bardzo przyjaźnie. Jednak jak się okazało, Gintare zabrakło sportowego charakteru, mówiąc prościej, nie jest to zawodniczka, która potrafi się całkowicie zaangażować w grę i że tak powiem bić się na boisku. Każda koszykarka musi mieć w sobie te cechy, doskonale zademonstrowała je właśnie w meczu z Wisłą, Iva Perovanovic. Jednak talentu koszykarskiego Gintare nie mogę odmówić i mam nadzieję, że poradzi sobie w innym klubie.
Czy w związku z tym, że ubyła wam wysoka koszykarka w postaci Gintare Petronyte, planujecie jakieś wzmocnienie pod kosz?
- Nie ukrywam, że tak. Szukamy zawodniczki typowej pod kosz, która się będzie biła na deskach i wspomoże Ive Perovanowic oraz Agnieszkę Majewską. Jak wiadomo Agnieszka, mimo dobrych warunków fizycznych nie jest typowym centrem, często gra daleko od kosza i na pewno przyda nam się dodatkowe wsparcie w trumnie.
Jak wiadomo Evanthia Maltsi miała dość nieudany początek w CCC Polkowice, ale obecnie ta zawodniczka gra znacznie lepiej. Jak Pan oceni grecką rzucającą z perspektywy czasu?
- Rzeczywiście początku nie miała rewelacyjnego, ale była ona po drobnym urazie. Teraz jest zdecydowanie lepiej. Muszę tutaj powiedzieć, że gdyby każda z zawodniczek stawiała sobie tak wysoko poprzeczkę, jak Evanthia, to ja bym był w siódmym niebie. To jest zawodniczka, która rzuca w meczu dajmy na to 15 oczek i ona z siebie jest niezadowolona. Daj Boże, żeby każda koszykarka podchodziła do swoich obowiązków z takim profesjonalizmem.
Czy może się Pan pokusić o odpowiedź na takie pytanie. Która z nowo pozyskanych przed sezonem przez CCC zawodniczek zawiodła, a która zdecydowanie się sprawdziła?
- To jest trudne pytanie i wolałbym na nie odpowiadać, bo żadnej z nich nie chciał bym urazić. Może jednak powiem tak, wszystkie nasze transfery były udane, poza tym jednym, który został rozwiązany (przyp. red. Gintare Petronyte). Ja na tą chwilę jestem z przeprowadzonych transferów zadowolony i nasi sponsorzy również.
W środę inaugurujecie już nową rundę z ŁKS-em Łódź. Do Polkowic przyjadą wasze dwie byłe zawodniczki - Justyna Jeziorna i Natalija Trofimowa, czy patrząc z perspektywy czasu nie żal Panu, że rozstaliście się zwłaszcza z tą pierwszą koszykarką - ikoną polkowickiego klubu?
- Na pewno o Justynie można by mówić długo i wiele dobrego. Natomiast przychodzi taki moment w życiu, gdzie te drogi się w końcu rozchodzą. Ten moment właśnie pojawił się po zakończeniu ubiegłego sezonu i uważam, że było to o dwa lata za późno. Mówię to pod kątem Justyny, bo nawet dla takiego samego retuszu, czy też odświeżenia zawodniczka powinna zmienić barwy klubowe żeby zobaczyć jak wygląda praca w innych klubach, jak pracuje się z innymi trenerami, aby móc później docenić to co się miało u siebie.
Na koniec chciałbym zapytać, czego można życzyć Panu i zespołowi na nadchodzące święta i nowy rok?
- Na pewno odpoczynku, bo tego dziewczynom bardzo potrzeba w tej chwili. Ja widzę to, jak one są w tej chwili zmęczone fizycznie, a przede wszystkim psychicznie. Koszykarki grają praktycznie, co trzy dni i są w ciągłych rozjazdach, widać po nich, to napięcie, a dodatkowo presja wywierana na nie jest ogromna. Niech więc zawodniczki przez te kilkanaście dni się zrelaksują, niech dadzą sobie spokój z basketem, choć jak znam życie, to pewnie nie na długo. Po przerwie spotykamy się drugiego stycznia i ostro bierzemy do pracy, żeby wejść w nowy rok w jak najlepszej kondycji.