Nieobecność Kenyona Martina w NBA to strata zarówno dla samego zawodnika, jak i dla ligi w ogóle. Gdy wydawało się, że koszykarz związał się w czasie trwania lokautu z chińskim Xinjiang Guanghui Flying Tigers na dobre, pojawiła się szansa powrotu podkoszowego do najlepszej ligi świata. Sam zawodnik nie chce już dłużej grać w dochodowej, acz mało prestiżowej lidze chińskiej i znalazł furtkę, która może otworzyć mu bramę do NBA.
Martin, podobnie jak J.R. Smith czy Wilson Chandler związali się z zespołami z Chin kontraktami, które nie zawierały klauzuli o powrocie zawodników za ocean, gdy tylko zakończy się lokaut. Tymczasem rozgrywki w NBA ruszą jeszcze w tym roku, a sezon w Chinach potrwa do marca 2012 roku.
Jedyną możliwością dla Martina jest wykupienie swojego kontraktu i - jak przekonuje Adrian Wojnarowski z Yahoo! Sports - ekscentryczny koszykarz nie zapłaci całości kontraktu, ale tylko tą jego część, która przypada na 12 meczów rozegranych przez zawodnika w chińskiej CBA. Jego drużyna w tym czasie miała bilans 8:4.
Martin w lidze chińskiej notował średnio ok. 14 punktów i 7 zbiórek na mecz, co przy indywidualnych osiągnięciach innych zawodników - jak Smith, Chandler czy Aaron Brooks, którzy notowali po 30 punktów - nie jest imponującym wynikiem. Jednak z pewnością zainteresowanie Martinem na rynku NBA byłoby duże.